Dnia 09 lipca 54 roku Po Bombach o 17:46 Iwan rozpoczął dyskusję pisząc:
W uszach słychać było tylko szum... Niekończący się i przeszywający szum, będący wszystkim. Spajającym niezespojone. Wybuch. Szum, który wypełniał uszy i przechodził z mózgu do szyi, z szyi do żołądka, a z żołądka do innych części ciała. Wystrzał. Który usypiał jak głos matki, śpiewającej po raz kolejny ulubioną kołysankę. Krzyk. Który zamykał oczy i utulał do snu. Krzyk. Który kończył wszystko, co żywe i napełniał błogim spoko... KURWA! TARASOW! WSTAWAJ!
Szum zamienił się w kanonadę różnych dźwięków. Za plecami słychać było klekotanie karabinu maszynowego. Tuż obok ktoś niemiłosiernie się wydzierał. Wszędzie dało się słyszeć ujadanie automatów. Tarasow jeszcze oszołomiony otworzył oczy i przez zaparowane szkła maski przeciwgazowej ujrzał po drugiej stronie odbicie samego siebie. Sobowtór miał tylko inne źrenice... Na przyglądanie się postaci nie było jednak czasu. Ta szybko przeskoczyła za plecy Tarasowa, który poczuł szarpnięcie za ramiona i wolno przesuwający się w szkłach obraz. Tyłek czuł, nogi czuł... Dobrze, przynajmniej wybuch nie urwał mu dolnej części ciała. Tarasow zaczął odpychać się od ziemi, co nieznacznie ułatwiło robotę jego wybawcy. Po krótkiej chwili obydwaj znaleźli się w lekkim zagłębieniu. Teraz strzały dało się słyszeć tylko od frontu, gdzie widać było masę takich samych postaci w kamizelkach, hełmach i maskach przeciwgazowych. Wybawca ponownie znalazł się w polu widzenia. Przykucnął i zaczął dokładnie obmacywać Tarasowa. Ten w tym momencie poczuł promieniujący ból w okolicach żołądka i rozchodzące się od tego miejsca ciepło. Poczuł także, że traci siły. Oparł głowę o ziemię i dojrzał niebo. Było inne, jakby pomarańczowe. Dziwna kraina... Że też Jego Carska Mość postanowił wysłać ich w takie miejsce. W dowództwie mówili co innego. Mówili, że to będzie proste zadanie...
Tarasow coraz bardziej czuł zmęczenie. Coraz ciszej słyszał także głosy z zewnątrz. Szum powracał. Chwilkę odpocznę...Chwilkę i zaraz się obudzę... Ciemność.
Szum zamienił się w kanonadę różnych dźwięków. Za plecami słychać było klekotanie karabinu maszynowego. Tuż obok ktoś niemiłosiernie się wydzierał. Wszędzie dało się słyszeć ujadanie automatów. Tarasow jeszcze oszołomiony otworzył oczy i przez zaparowane szkła maski przeciwgazowej ujrzał po drugiej stronie odbicie samego siebie. Sobowtór miał tylko inne źrenice... Na przyglądanie się postaci nie było jednak czasu. Ta szybko przeskoczyła za plecy Tarasowa, który poczuł szarpnięcie za ramiona i wolno przesuwający się w szkłach obraz. Tyłek czuł, nogi czuł... Dobrze, przynajmniej wybuch nie urwał mu dolnej części ciała. Tarasow zaczął odpychać się od ziemi, co nieznacznie ułatwiło robotę jego wybawcy. Po krótkiej chwili obydwaj znaleźli się w lekkim zagłębieniu. Teraz strzały dało się słyszeć tylko od frontu, gdzie widać było masę takich samych postaci w kamizelkach, hełmach i maskach przeciwgazowych. Wybawca ponownie znalazł się w polu widzenia. Przykucnął i zaczął dokładnie obmacywać Tarasowa. Ten w tym momencie poczuł promieniujący ból w okolicach żołądka i rozchodzące się od tego miejsca ciepło. Poczuł także, że traci siły. Oparł głowę o ziemię i dojrzał niebo. Było inne, jakby pomarańczowe. Dziwna kraina... Że też Jego Carska Mość postanowił wysłać ich w takie miejsce. W dowództwie mówili co innego. Mówili, że to będzie proste zadanie...
Tarasow coraz bardziej czuł zmęczenie. Coraz ciszej słyszał także głosy z zewnątrz. Szum powracał. Chwilkę odpocznę...Chwilkę i zaraz się obudzę... Ciemność.