Wyprawa na wschód Cz.II - Fort Abbadon
Po drodze do Fortu Abbadon porozmawiałem trochę z małą. Nazywała się Annie i nosiła kod K-4. Jaki kod, nie powiedziała. Poinformowała mnie za to że jej ojciec jest bogatym człowiekiem i zapłaci mi gdy ją dowiozę do Nerd Lake City. W Molestadt pojawiła się wraz z handlarzami niewolników którzy porwali ją z rodzinnego domu.
Po kilku dniach dojechaliśmy do Fort Abbadon. Był to duży ośrodek cywilizacji Winków, przez niektórych zwany ,,Winktown Wschodu" lub ,,Bramą na wschód". Jego znaczenie wzięło się z jedynej na Doughnay River przeprawy. Niestety, jakiś idiota chciał wpisać się do historii miasta i wysadził most w powietrze. Inny stał się watażką miasta gdy zbudował prom i zaczął pobierać opłaty za transport przez rzekę skutecznie likwidując konkurencję.
- Co robisz? - zapytała mnie Annie gdy grzebałem przy motocyklu.
- Motocykl się zepsuł. Po drugiej stronie rzeki znajdziemy coś innego. - odpowiedziałem. To oczywiście było kłamstwo. Motocykl był sprawny i miał paliwo na kilka kilometrów. Jednak w takim miejscu pojazd za bardzo rzucał się w oczy biednym i zdesperowanym podróżnikom. Szybko stalibyśmy się celem ataku. Dlatego przymocowałem bombę do motoru i go porzuciłem. Kogoś to nie był szczęśliwy dzień bo po kilku minutach usłyszeliśmy wybuch.
W końcu doszliśmy do przystani. Kazałem Annie zaczekać a ja poszłem kupić jedzenie. Gdy wróciłem dziewczynki już nie było. Usłyszałem krzyk ze strony odpływającego promu. Zobaczyłem łowcę niewolników szarpającego się z Annie. Dziecko wzrokiem błagało mnie o pomoc. Niewiele myśląc (jeśli dzieciak na serio ma dzianego ojca nagroda będzie duża - moja jedyna myśl w tej chwili) z rozbiegu skoczyłem na prom.
Do pojedynku ze mną stanęło 5 ludzi. Okrętowy Kapitan Zesrany miał przełożony pistolet do skroni i tylko patrzył. Natarł na mnie pan z rurą. Wykonałem unik a jegomość wpadł do wody.
- Moja kolej. - Krzyknąłem i zaatakowałem innego z nożem. Uderzyłem w rękę a ten upuścił swoją broń. Uderzył mnie w twarz. Jedną ręką skontratakowałem, a drugą złapałem go za głowę aby móc rzucić go na kolana. Gdy upadł, kopnąłem go w twarz (mało honorowe, ale sami porwali dziecko). W tym momencie zaatakował mnie kolejny, tym razem nieuzbrojony. Wykorzystując jego rozpęd przeżuciłem go przez siebię. Przeciwnik padł nieprzytomny.
Z dwoma pozostałymi łowcami nie poszło tak łatwo, bo walka trwała póki prom nie przybił do drugiego brzegu. Wtedy moi przeciwnicy wyskoczyli i zaczęli uciekać. Na jeden mój strzał padli obaj. Trochę to dziwne ale sytuacja wyjaśniła się gdy piątka uzbrojonych w karabiny ludzi otoczyła mnie. Jeden z nich powiedział:
- Jesteś zatrzymany! - W tym momencie zostałem uderzony kolbą w głowę i straciłem przytomność.
C.D.N.