Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej.
Zaloguj się
?

Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Zaloguj się
?
Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Mayhem

Lata walk ulicznych

Dnia 22 lipca 52 roku Po Bombach o 14:55 major Radziecki rozpoczął dyskusję pisząc:
Radziecki był wkurwiony. Ledwo co udało mu się zacząć wprowadzać do tego miasta trochę socjalistycznego porządku, a tu bunt maszyn i znowu rozpierducha. "Burdel, nie miasto" pomyślał, miażdżąc w dłoni czerep kolejnego oszalałego robota sprzątającego. Spokojnie wycelował i odpalił z armaty w toczącego się w jego kierunku robota-ochroniarza, który eksplodował.

- kapral Bober, raport taktyczny! - zachrypiał, , przeladowując. Podskoczył do niego brązowy bóbr.
- Melduję szefie, że kapral Bober nie żyje! Zginął śmiercią bohatera walcząc z elektryczną ostrzałką do nożyczek. - wypiszczał.
- A wy to kto? - warknął Radziecki odstrzeliwując kolejnemu robotowi jednostkę sterującą.
- szeregowy Bober, towarzyszu majorze! - bóbr wyprężył się slużbiście.
- Awansuję was na kaprala. Rozkaz jest nadal aktualny, kapralu Bober. - znowu przeładował.
- Tak jest. Powoli likwidujemy przeciwników w całym mieście. Walczymy o bramy - póki co jest tam masa robocich strażników, ale trzymamy Różowego Kundla i stamtąd ich odstrzeliwujemy. W pozostałej części miasta czyścimy dom po domu, poszerzając kontrolowaną strefę. Gene.... ajajAAAAAA. - raport został przerwany przez automatycznego zrywacza farby, który strumieniem ognia zamienił świeżo upieczonego kaprala (he, he, he) w stek.
Radziecki złapał armatę za lufę i mocnym ciosem rękojeści zamienił robota w kupę złomu.
- Kurwa, znowu potrzebuję nowego kaprala. - westchnął.
0 0

Odpowiedzi (47)

Na dół Strona 2 z 4
Dnia 06 sierpnia 52 roku Po Bombach o 19:08 Bob Flacha odpowiedział :
- Dzisiaj to czas ten tego, remenesansu cwaniactwa i skurwysyństwa - powiedział sentencjonalnie Bob Flacha do swoich ludzkich i bobrzych kompanów, nakładając odrobinkę żelu wybuchowego w tubce na nadkruszoną ścianę.
Znajdowali się w Podmieście, dzielnicy Wolnego Miasta Winktown składającego się z kanałowych uliczek, sekretnych tuneli, jaskiń i piwniczek. Do jednej z takich piwnic właśnie, zamierzał się włamać Flacha z kompanią. A było to zadanie, wbrew pozorom, dosyć trudne i niebezpieczne. A wszystko dlatego że po Podmieście kręciły się wandejskie bobry pod bronią, polujące na roboty z armii maszyn tego skurczybyka Putinatora. I dodatkowo jeszcze, prowadziły tutaj działania propagandowe, fosforyzującą farbą malując na ścianach hasła w stylu "Socjalizm albo barbarzyństwo!" czy też "Alkohol Twoim wrogiem!" przez co było trudniej niż zwykle przemykać niezauważonym w cieniu pochodni i słabych żarówek jakimi była oświetlona ta część Perły Pustkowi.
Bob wetknął w maź kawałek lontu zrobionego ze starej linki hamulcowej i rozwinął go na odpowiednią odległość, to jest za najbliższy róg, po czym odpalił go od zapałki. Iskra poszła i lont zaczął syczeć cichutko.
Flacha i jego kompani naciągnęli na twarze maski, stare rajstopy i szaliki. Część z nich w rękach trzymała pałki, sztachety i jakąś broń wykonaną ze śmiecia, a inni wytarte worki.
Zaletą wybuchowego żelu w tubce było to, że jak się go nałożyło odpowiednią ilość, to odgłos wybuchu wcale nie był taki wielki jakiego można by się spodziewać po napisie z etykietki. Dźwięk rozpadającej się ściany przypominał raczej przeciągłe pierdnięcie bramina. Czy to była profesjonalna robota Boba, czy może raczej fakt, że żel był przeterminowany od 50 lat, tego nie wie nikt. Ale poskutkowało i gang Flachy wskoczył do banku żywności Wolnego Miasta Winktown.
Na lewo i prawo leżały kupy ziemniaków. Normalny Winek już by uciekał, sądząc że znalazł się w kopcu gdzie kolonię miały krwiożercze i inteligentne kartofle, ale te tutaj były pochodzenia austro-węgierskiego, to znaczy: zwykłe, przeznaczone do konsumpcji.
Kompania Boba Flachy poczęła ładować ziemniory do worków po czym wynosić je z piwnicy i wrzucać na sklepowe wózki transportowe.
- Dobra starczy, wynosim się stąd!
I uciekli, tuż pod okiem Castor Vandi pacyfikujących jakiś zniszczony toster, który wydał im się podejrzany, bo leżał w ścieku i się nie chciał wylegitymować.
0 0
Dnia 07 sierpnia 52 roku Po Bombach o 17:33 Bob Flacha odpowiedział :
- Pikny kolorek! - rzekł z uznaniem Bob Flacha, podziwiając jak złocisty trunek skapuje do metalowego wiaderka. Nielegalna destylarnia bimbru w czasie trwania okupacji miasta to był świetny pomysł. Dzięki temu Flacha i jego kompania nie musieli płacić bajońskich sum kapsli za reglamentowany przez rząd alkohol, a dodatkowo mogli rozpocząć własną działalność w postaci handlu swoim własnym trunkiem.
- Myślę, że spokojnie do wieczora uda nam się wydestylować cztery beczki 80 voltowego spirytusu - powiedział Walter Black, alkohochemik pracujący dla "Flacha Industries" jak swoją raczkującą firmę zdążył ochrzcić Bob - Zdobyte ziemniaki to towar prima sort, że się tak wyrażę. Gdybyśmy mieli profesjonalną bimbrownię z atestem, to myślę że być może udałoby się nam osiągnąć nawet 90 procent mocy.
- Spokojna twoja makówka panie alkochemik! Sprzedamy to co mamy, to się porobi inwestycje w biznesa hłehłehłe!
Jak na komendę, przed oczami Flachy zjawiło się pięciu bobrzych kurierów, mających dostarczyć próbki alkoholu "Flacha Industries" do potencjalnych hurtowych odbiorców.
I właśnie wtedy posypał się sufit ziemianki w której zorganizowana była nielegalnia wytwórnia alkoholu. Do środka wpadł towarzysz Prezerwatyw Tradycja Radziecki w towarzystwie dwóch Inkwizytorów w ciężkich pancerzach wspomaganych (już szanowny czytelnik wie, dlaczego posypał się sufit).
- W IMIENIU WANDEJSKIEJ KOMISJI DO WALKI Z ALKOHOLIZMEM WINKÓW I ŚWIĘTEGO OFFICJUM, ARESZTUJĘ WAS ZA DZIAŁALNOŚĆ WYWROTOWĄ W POSTACI PRODUKCJI I HANDLU NIELEGALNYM BIMBREM BEZ ATESTU "RÓŻOWEGO KUNDLA", A TAKŻE ZA ROZPIJANIE SPOŁECZEŃSTWA WOLNEGO MIASTA WINKTOWN ET CETERA, ET CETERA! - wykrzyczał towarzysz Radziecki, a Inkwizytorzy odbezpieczyli swoje miotacze ognia typu "Inferno".
- Znaczy co, znowu mamy przejebane? - zapytał się się mały bóbr alkochemika, który podnosił właśnie ręce do góry.
0 0
Dnia 08 sierpnia 52 roku Po Bombach o 18:08 major Radziecki odpowiedział :
Radziecki z zadowoleniem spoglądał, jak jego ludzie wynoszą z nielegalnej destylarni butelki z alkoholem i narzędzia przestępców. Alkohol, butelka po butelce, został zlany do niewielkiej cysterny na wózku ciągniętym przez braminy - wzbogacając mieszankę zapalającą z której korzystali inkwizytorzy. Mimo zgrzytów, umowa między milicją Radzieckiego i inkwizycją okazała się być korzystna - inkwizytorzy, w zamian za nienaruszalne przydziały alkoholu brali udział w kampanii antyalkoholowej wobec innych mieszkańców miasta.

Sprzęt destylujący, zrzucony na środek ulicy, pod stopami i kolbami karabinów milicjantów szybko zamienił się w złom. Przestępców skuto i odprowadzono do karceru - dołączą do kompanii karnej, gdzie wybiją im z głowy alkohole i inne pierdoły. "Jest wojna, nie wiecie, pimple?" krzyknął do nich na pożegnanie Radziecki. Następnie zebrał resztę oddziału i ruszył w kierunku Areny Thunderdome, gdzie miała się odbyć zorganizowana przez oddziały milicji musztra. "Zobaczymy na ile się ogarnęli, banda dyletantów" - pomyśłał Radziecki.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 0:23 Herr Juarez odpowiedział :
Kiedy grupy Inkwizytorów i oddziały Radzieckiego krążyły po mieście, a von Teller odmrażał swoje przyrodzenie w okopach, Juarez zajmował się "degustacją" alkoholi z przydziałów. Właściwie to była bardziej ostra libacja alkoholowa niż jakaś sztywna degustacja.
- Dawaj coś mocniejszego! Hylmbhh... (odgłos wymiotny) O cholera... Prawie mi obiad spieprzył. - powiedział Juarez. Po chwili cały sztab Świętego Officjum wybuchnął śmiechem.
- Z czego rżycie niedorajdy?! Cieszcie się, że go zatrzymałem, bo inaczej mielibyśmy na stole kotlet z pieczonymi kartoflami! - krzyknął i zaśmiał się pijackim śmiechem.
- A Wawelberg! Hłahłahła! A Wawelberg Ekscelencjo... (otarł łzy wypływające mu ze śmiechu) jadł pierogi!
- Co Ty pieprzysz Ulrich?! Jakie pierogi? - zapytaj Juarez.
- Po Hajslandzku! Hłahłahła!
I znowu cały sztab zamienił się w jedną , wielką beczkę śmiechu. Tak od kilku dni wyglądały przygotowania dowódctwa do kolejnego starcia z maszynami... Oczywiście w stylu Inkwizytorium.
- Dobra Wy zwyrodniałe gęby, muszę sprawdzić jak idą prace nad Najświętszym Orężem. Suń się Kreuz! - po tych słowach Juarez wyszedł ze schronu dowództwa i udał się do piwnic gdzie mieściły się warsztaty zbrojeniowe Inkwizycji. Zszedł schodami do podziemi i stanął przed potężnymi drzwiami z kutego żelaza. Wszędzie czuć było zapach stali. Po chwili Juarez pociągnął za dźwignię i wrota się otworzyły ukazując ogromną halę.
- Umarłem i trafiłem do raju - myślał spacerując chwiejnym krokiem. Oczywiście co jakiś czas wpadał na zabrudzone stanowiska mutasów-niewolników słysząc przeróżne bluzgi, ale i tak nie psuło mu to humoru. Przechadzał się tak pośród niezliczonych machin zagłady do momentu kiedy zobaczył TO COŚ. Na betonowej ścianie hali wisiała flaga z ognistym mieczem, a pod nią stał piękny, cudowny, morderczy, a zarazem dający nieograniczone szczęście Najświętszy Oręż Inkwizytorium.
- To jest to... - pomyślał i na jego twarzy pojawił się psychodeliczny uśmiech.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 1:25 Pan Talerz odpowiedział :
- Pierdolę, wracam do miasta!
Talerz miał już serdecznie dość siedzenia w okopach i odmrażania zadka, kiedy kompletnie nic się nie działo po stronie przeciwnika. Siarczysty wiatr smagał von Tellera po twarzy niedbale ukrytej za szalikiem, kiedy ten wstał i dziarskim krokiem pomaszerował okopem z powrotem do Winktown. Po drodze minął jeszcze jakichś obrońców, którzy siedzieli wokół ogniska i na wolnym ogniu gotowali zupę z bobra. Zasalutowali przywódcy i nawet chcieli go poczęstować nie do końca oskubanym z futra udkiem z bobra, ale ten tylko kiwnął ręką i powiedział że do ratusza, przemianowanego tymczasowo na sztab, wzywają go pilne sprawy.

Pierwsze zdziwienie zaliczył Talerz tuż przed przekroczeniem bramy miasta. Niby wrota były otwarte na roścież, jakby zapraszały przeciwnika do środka, tylko że jakiś dowcipniś postawił po obu stronach wejścia choineczki.
"A może w Wandystanie teraz Gwiazdkę obchodzą i się Dziadka Mroza z prezentami spodziewają?" - pomyślał drapiąc się po głowie - "W sumie to z racji ilości żołnierzy Mandragoratu obecnych w mieście, należałoby pomyśleć nad przyznaniem im statusu jakieś mniejszości etnicznej czy czegoś tam. Byleby tylko świeckich meczetów nam tutaj nie stawiali bo nie zdzierżę!"
Możliwe że Ceramiczny pożegnałby się z życiem, gdyby nie uciekający z miasta bóbr którego goniło dwóch Inkwizytorów. Futrzaki, z racji uwarunkowań genetyczno-kulturowo-zawodowych, były sprawnymi biegaczami. No cóż, to one w większości były odpowiedzialne za kradzież wszystkiego w Winktown co nie jest tylko przybite gwoździami. Funkcjonariusze tacy szybcy nie byli, jednak dźwigali kilkaset kilogramów pancerzy wspomaganych na swoich barkach i się po prostu zapadali w śnieżne zaspy. A bóbr biegł, niosąc nad głową zdobyczną butelkę z bimbrem. I wydawało się że już im uciekł przekraczając północną bramę, kiedy to choinki rozjarzyły się zimnym blaskiem i spopieliły bobra energią elektryczną.
- Oż kurwa! - Talerz zatrzymał się ze stopą uniesioną w powietrzu, którą dosłownie centymetry dzieliły od znalezienia się w mocy działania pylonów energetycznych. Dało się wyczuć odór spalonego futra.
Inkwizytorzy już spokojnym krokiem podeszli do szklanego naczynia z mętną cieczą która wylądowała w zaspie i bez ceregieli potraktowali je z miotaczy ognia.
- EJ! CO WY ROBICIE DO JASNEJ CIASNEJ? TOĆ TO SAMOGON, STRATEGICZNY PRODUKT GOSPODARKI PUSTKOWI KTÓRY MÓGŁ OCALIĆ ŻYCIE SPRAGNIONYM MIESZKAŃCOM WINKTOWN! ODPOWIECIE ZA TO MARNOTRAWSTWO DROGOCENNYCH ZASOBÓW!
Dopiero wtedy funkcjonariusze Inkwizytorium zwrócili uwagę na stojącego po przeciwnej stronie energetycznej bariery Talerza. System wyższego stopniem zidentyfikował przybysza jako Otto von Tellera, nieformalnego przywódcę hałastry jaką byli mieszkańcy Wolnego Miasta Winktown. Heretyka III stopnia, współpracującego jednak od czasu do czasu ze Świętym Officjum w charakterze szpicla.
Dać żyć. Na razie - brzmiał rozkaz.

- Hile favi von Teller. Witamy z powrotem w Wolnym Mieście Winktown. Za chwilę bariera energetyczna zostanie wyłączona aby mogła Wasza Ekscelencja wejść do miasta. Przypominam o wprowadzonej tymczasowo... - dłuższa pauza - ... prohibicji na terenie osady i okolic. Alkohol jest reglamentowany w wyznaczonych punktach miasta. Za kartki można otrzymać dodatkowy przydział odwiedzając "Różowego Kundla"
Niższy stopniem Inkwizytor podszedł do blaszanego kiosku w którym spał wandejski operator pylonów energetycznych i zbudził go robiąc dziurę pięścią, łapiąc za gardło i potrząsając jakby to był worek kartofli.
- Mmmmm... Dalej nie wiadomo nic o pociągu Kolejarzy? - starał się zagadać Inkwizytorów w drodze do sztabo-ratusza, którzy uparli się go eskortować ale ci nie byli specjalnie rozmowni.

Co łatwo dało się zauważyć, ulice Winktown były wyludnione. Nie żeby wielu mieszkańców kręciło się normalnie po mieście, ale jakoś tak teraz było puściej niż zwykle. No cóż, ciężkie czasy nastały dla obywateli Wolnego Miasta Winktown. Czym więcej Zagraniczniaków przybywało na Pustkowia, tym coraz więcej miały one problemów. Putinator i jego armia robotów, oblężenie miasta, wprowadzona prohibicja, głód, zaprzestanie dostarczania przez Gnarpstown energii elektrycznej.
"Trzeba by pomyśleć o wprowadzeniu jakiegoś stanu wojennego" - pomyślał von Teller przekraczając próg głównej sali operacyjnej.
W środku siedzieli towarzysz Radziecki i inkwizytor Maikowski i raczyli się bourbonem z prywatnych zapasów Talerza, które niechybnie znaleźli w tajnej skrytce Porcelanowego i zaśmiewali się do bólu z czegoś. No cóż, salę operacyjną urządzono w jego starej sali audiencyjnej, musieli zrobić miejsce w pomieszczeniu na rzutnik, odsuwając Porcelanowy Tron w kąt. I się dobrali do jego żelaznej rezerwy alkoholu. W kominku buchał wesoło ogień.
- To ja dupę odmrażam na mrozie, a wy mi tutaj wychlewacie mój alkohol przywieziony jeszcze z czasów kampanii na Montauk? On miał wartość sentymentalnych pamiątek karwa fa!
W sumie to pies trącał alkohol, jak zajdzie potrzeba to się najedzie Samundę czy inną Bialenię i się przywiezie coś nowego. O ile wygra się wojnę z maszynami.
- Na czym stoimy panowie? Macie jakieś genialne pomysły jak załatwić te pieprzone roboty Putinatora na amen?
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 11:09 major Radziecki odpowiedział :
- Stoimy na podłodze, pacanie. - skwitował gadanie Talerza Radziecki - Poza tym panowie to wyginęli w czasie wojny. Tylko dlatego, że widzę, żeś zmarźnięty to Ci daruję takie obelgi. - łaskawie wybaczył nietakt przybyłemu. A mógł zabić.

- Dobra, dość pierdolenia - spoważniał major. - Sytuacja jest w miarę stabilna. Zapasów nieco brakuje, z komunikacją ze światem są pewne problemy, ale udało nam się wyczyścić miasto oraz je porządnie obwarować. - Radziecki wskazał na rozłożoną na blacie mapę Winktown i okolic.

- Nasze siły rosną, mamy stapływ rekrutów, zarówno do milicji jak i do inkwizycji. - podjął wątek Juarez - Wiadomo: przy braku alkoholu, wszyscy chcą albo nauczyć się żyć bez niego, albo zapewnić sobie stały dostęp... - uśmiechnął się porozumiewawczo.

Talerz poczuł się trochę niepewnie. Przy odpływie członków jego Strażników pustkowi, stratach poniesionych w walkach i dłuższej nieobecności w mieście, jego władza - oparta zresztą głównie na autorytecie - wydawała się chwiać w obliczu dwóch nowych sił, które dzięki zawartemu sojuszowi mogły rządzić miastem.

- Na szczęście dla nas - kontynuował Radziecki - Zima daje się we znaki i robotom. Muszą oszczędzać energię, stąd ograniczenie ataków. Dzięki temu udało nam się wysyłać ekspedycje po zasoby - wystarczy omijać w pewnym oddaleniu te puszki, to nie ruszą się z miejsca, aby nie zużywać baterii. - podsumował.

- Okej... - Talerz starał się przetrawić informacje - To jaki mamy plan? - zapytał.

Radziecki zerknął porozumiewawczo na Juareza. Ten zaś poklepał Talerza po plecach i powiedział:
- Myślimy, że to dobry moment na kontratak. Drobny wypad, rozumiesz. Właściwie to chcieliśmy po Ciebie posłać, bo taką operację najlepiej przeprowadziliby twoi Strażnicy - Juarez wyszczerzył się - w końcu znają się najlepiej na Pustkowiach.
- Oczywiście uzyskałbyś stosowne wsparcie. - dorzucił Radziecki - Na miarę naszych możliwości. Najlepsze oddziały, bez dwóch zdań. Może jakaś wyprawa w kierunku Fedic? Albo namierzylibyście którąś z fabryk, które wypluwają te żelastwo na powierzchnię?

Talerz patrzył na "kolegów", w głowie miał mętlik. Wiedział, że jeżeli się nie zgodzi, to ta dwójka ma siły, żeby zgnieść jego siły w parę chwil. A nawet, jeśli jakimś cudem by wygrał - to bez milicji, wandejczyków i inkwizycji roboty rozniosłyby miasto w parę chwil. Jednak wyprawa - z niewątpliwie tylko symbolicznym wsparciem "sojuszników" - równie dobrze mogła się zakończyć eksterminacją resztek Strażników... jeżeli w ogóle pisaliby się na taki spacerek. Przy obecnym morale r1ównie dobrze mógł zarobić kulkę za samą taką sugestię.

Radziecki patrzył, jak Talerz brzęczy od intensywnego namysłu. Postanowił dorzucić ostateczną przynętę:
- Podwoimy wasz przydział bimbru. Mamy, wbrew oficjalnym informacją, jeszcze trochę zapasu.

Talerzowi zaświeciły się oczy.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 16:08 Herr Juarez odpowiedział :
Kiedy tak stali Juarez z dziwnym uśmieszkiem na twarzy rozmyślał jakby wykorzystać całą tą sytuację na korzyść odradzającej się Inkwizycji.
Właściwie to gdyby Porcelanka wyruszył na takową wyprawę to całe miasto zostałoby pozostawione na pastwę Inkwizytorium i tych wandejskich abstynentów. Wraz z całą masą heretyków... Wielką, ukrywającą się jak szczury, zgrają nieoświeconych heretyków, którzy tylko czekają, aż ktoś spali ich na popiół.
Po chwili Radziecki i Von Teller spojrzeli się na niego ze zdziwieniem.
- Co Ty tak zęby szczerzysz? - spytał Radziecki.
- Ty się tak nie interesuj, bo kociego pyska dostaniesz. - zripostował Juarez. Radziecki obleciał go wzrokiem i zacisnął zęby tak, że mu żyła na szyi wyskoczyła. Juarez odwrócił wzrok i powiedział do Talerza:
- Słuchaj, według informacji moich donosicieli fabryki Słoma-Techu rozpoczynają produkcję zaawansowanych maszyn szturmowych zdolnych do prowadzenia nawet dwu letniego oblężenia. Póki co zrobili dopiero kilkanaście blaszaków, bo te putinatorskie złomy zbierają brakujące materiały. Jeżeli zdecydujemy się na nich uderzyć to bardzo możliwe, że zapobiegniemy potężnej ofensywie na Winktown.
- Ale taki kontratak będzie wymagał dużej ilości niezbędnego alkoholu! - powiedział Talerz donośnym głosem.
- Spokojnie... Inwizytorium odstąpi Tobie i Twoim strażnikom część przydziałów.

Po tych słowach Juarez odpalił papierosa i wraz z Radzieckim umilkli, czekając na decyzję namyślającego się Talerza.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 19:48 Pan Talerz odpowiedział :
- Może powinniśmy wysłać alkodaktyla pocztowego do gangów War Boyz z Wielkiej Pustki?

Na niezadane pytanie wymalowane na twarzach Radzieckiego i Maikowskiego, zaczął sam odpowiadać.

- No wiece, War Boyz żyją na tych najgorszych Pustkowiach położonych na północ od Polluck i zachód od Gruzów Jereth. Bardzo wredne skurwysyny, jeżeli ktoś by mnie się pytał o zdanie. Akurat z tego co pamiętam, to zalegają Winkom z opłatami za dwie cysterny spirytusu, to w zamian za umorzenie długu, mogliby przy pomocy swoich Stalowych Rumaków, pomoc nam odciągnąć robociki od północno-zachodniej strony, na trasie do Haust. Może udałoby się nam wysłać dzięki temu karawanę po niezbędne zapasy i ewentualnie zaatakować fabrykę w Fedic, kiedy tylko podreperujemy morale w mieście. Myślę że jakichś zapas miniatomówek jeszcze się znajdzie w magazynach schronu na taką okazję.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 19:57 major Radziecki odpowiedział :
Radziecki rzucił znudzonym spojrzeniem na Juareza, wstał z krzesła i zwrócił się ponownie do Talerza, po przyjacielsku otaczając go ramieniem i prowadząc do drzwi:
- To bardzo dobrze, można to zrobić. Oczywiście. Ale w tej chwili, potrzebujemy twoich strażników, aby uderzyli na, powiedzmy, Krater Słoma-Techu. Tak, jak wspomnięliśmy, dostaniecie wsparcie. Ale jest to bardzo ważne. - Z każdym słowem uścisk Radzieckiego zaciskał się. - Czyli rozumiemy się? - nie czekając na odpowiedź, Radziecki wystawił Talerza przez próg - To w takim razie zbieraj swoich, jutro widzimy się przy Bramie Pasterskiej. - zamknął drzwi.

Popatrzył na Juareza, uśmiechnął się i wrócił na krzesło.

- Twoja kolej, rozdawaj.
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 20:23 Pan Talerz odpowiedział :
- Ale po co atakować gnarpy z Crater City? - zapytał się jeszcze Talerz, stojąc już za zamkniętymi, wielkimi drzwiami głównej sali sztabu. Nie doczekawszy się odpowiedzi, za to słysząc dźwięk przekręcania klucza w drzwiach, wyszedł z ratusza. Na zewnątrz dalej stali dwaj Inkwizytorzy którzy eskortowali go wcześniej i palili skręty z diabelskiej trawy. Uparli się i tym razem, ażeby eskortować Porcelanowego do koszar Strażników Winktown.

Dawno temu w miejscu obecnych koszar, znajdowała się główna siedziba Kompanii Orłów Talerza, a jeszcze wcześniej garnizon wojskowy Słomagromskich Sił Zbrojnych. Po dawnych rezydentach kompleksu budynków pozostało tylko trochę sprzętu i nic ponadto. Ostatnimi czasy udało się sformować organizację Strażników Winktown, pełniących rolę milicji na terenie Wolnego Miasta Winktown, ale od czasu pojawienia się Sarmackiej Armii Ludowej i odrodzonego Inkwizytorium, funkcjonariusze poczuli się niepotrzebni i większość czasu spędzali na chlaniu bimbru w koszarach za żołd który wciąż (o dziwo) otrzymywali. Chyba w zamian za to, że oszczędzali mieszkańcom miasta swojego pożal się Wielki Ogórku, widoku.

Kiedy Talerz wparował do siedziby Strażników, a za nim dwaj Inkwizytorzy, spotkał tylko trzech pijanych milicjantów.
- Co jest kurwa?! - Porcelanowy powinien użyć swojego Autorytetu - To my tutaj walczymy o przetrwanie Winktown, a wy chlejecie wódę?!
- Pfff... Wszyscy Winkowie robią to samo, niezależnie od tego czym się zajmują, gdzie się znajdują i czy mają za co - skomentował jeden z Inkwizytorów pod nosem, ale Talerz zdecydował się nie zwracać uwagi z uzbrojonym w miotacz ognia osiłkiem i puścił tą uwagę powyżej uszu.

Najstarszy z obecnych Strażników, grubas o czerwonej twarzy, wstał chwiejnie od stołu i zasalutował niedbale, po czym zwalił się ponownie na krzesło pod ciężarem grawitacji.
- Melduję, chik! że kapral Noddy poszedł walczyć. O, chik! słoik ogórków w Winkomarkecie bo nie mamy czym, chik zagryzać!
- JA WAM KURWA DAM SŁOIK OGÓRKÓW! JUTRO WYRUSZAMY DO CRATER CITY WALCZYĆ Z GNARPAMI!
- Ale po co, chik! atakować gnarpy z Crater City?
- TY SIĘ KURWA NIE PYTAJ, BO TO JEST ROZKAZ, A ROZKAZY SIĘ WYKONUJE BEZ PYTANIA!
0 0
Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 21:29 Iwan odpowiedział :
Radziecki i Maikowski po pozbyciu się Talerza powrócili do marnowania jego drogocennych zapasów. Wiele przysmaków stało przed nimi na stole. Nagle jednak złota zastawa stołowa zaczęła drżeć. Ze ściany pokoju posypał się tynk. W jednym momencie wszystko zamieniło się w istne piekło. Z ziemi na placu, który widać było z okna pokoju wydostał się wielki robot przypominający dżdżownicę. Część jego ciała wychodząca z gruntu wzleciała wysoko w powietrze i zaczęła powoli opadać. Kręcące się przyrządy do mielenia znajdujące się na pysku uderzyły w część ratusza, w której znajdowali się Radziecki i Maikowski. Należy przypomnieć, że nie był to jedyny robot-transporter. Jeszcze pięć innych w tym samym momencie uderzyło na miasto. Jeden z nich wydostał się z ziemi w miejscu składowania bimbru, kompletnie niszcząc jego zapasy. Robot-transporter swoim ciężarem zawalił część ratusza. Kiedy przyrządy mielące skończyły się kręcić, znajdująca się za nimi rampa otworzyła się i z łomotem uderzyła w ziemię. Na czele kolumny szturmowej podążał ciężki konstrukt bojowy. Potężnie opancerzony i uzbrojony w wyrzutnię rakiet i wielkokalibrowe działko typu gatling jako pierwszy otworzył ogień. Setki pocisków kalibru 23 mm posypało się na oszołomionych żołnierzy i zmiotło ich z powierzchni ziemi. Za konstruktem podążały typowe maszyny bojowe, uzbrojone w karabiny laserowe zdolne penetrować pancerze inkwizytorów. Oblężenie zostało wznowione, maszyny poza miastem rozbudziły się i ponownie ruszyły do ataku. Jednocześnie z nieba nadleciały myśliwce bojowe. Duża ich część, wchodząca w skład pierwszego rzutu, została zniszczona przez ogień (zabawne, można pomyśleć) maszyn - cewek bojowych. Nie zmienia to jednak faktu, że udało się osiągnąć zamierzony cel - zlikwidować generator odpowiadający za zasilanie cewek. W mieście rozgorzały pożary. Palił się magazyn amunicji. Sytuacja Winków i ich sprzymierzeńców momentalnie zamieniła się w jedną wielką walkę o życie.
0 0
Dnia 10 sierpnia 52 roku Po Bombach o 0:52 Herr Juarez odpowiedział :
Leżący w gruzach Juarez ocknął się i przetarł zabrudzone kurzem oczy. Wszędzie dookoła walały się kawałki betonowych ścian, zniszczone cegły i bezkształtne, żelazne pręty.
- Co do jasnej cholery? - powiedział słabym głosem i zawył z bólu. Okazało się, że jego nogi przygniotła ogromna, betonowa płyta. Krzywiąc się i jęcząc próbował wydostać się spod gruzów, ale wszystkie jego starania poszły na marne.
- Muszę skontaktować się z Inkwizytorium. - pomyślał po czym ostatkiem sił wyjął uszkodzone, przenośne radio i powiedział:
- Wszystkie jednostki postawić w stan pełnej gotowości bojowej. Rozpoczynamy operację "Oczyszczenie".
Po chwili usłyszał dziwny głos. Coś jakby muczenie krowy albo dźwięk kopulującego bobra. Nagle huk. Nawał pyłu rozszedł się po gruzowisku jak burza piaskowa i w tle dało się słyszeć przeraźliwy krzyk:
- Zasrane, cholerne, pordzewiałe, monarchofaszystowskie pimple!!! Aaaaaaaargh!
W jednej chwili z obłoków pyłu wyszedł Radziecki. Był czerwony jak bolszewicka gwiazda, a jego pulsujące żyły przypominały dobrze działającą kanalizację miejską.
- Skończ tę szopkę i mi pomóż... - wymamrotał Von Maikowski rzucając radio.
- A Ty co?! W ostry dyżur się bawisz?! - krzyknął Radziecki.

Po tych słowach Juarez plunął krwią i stracił przytomność.
0 0
Dnia 11 sierpnia 52 roku Po Bombach o 12:30 major Radziecki odpowiedział :
"Ten człowiek ma chyba narkolepsję" - pomyślał Radziecki - "80% czasu spędza nieprzytomny, resztę się uchlewa. Niesamowite, że jeszcze funkcjonuje". - Radziecki uniósł armatę i przez dziurę w ścianie strzelił do przelatującego robota, który eksplodował.

Rozejrzał się, machinalnie przeładowując. Na szczęście zdecentralizowana sieć energetyczna zasilająca miasto właśnie zaskakiwała. Nie na darmo Huta pracowała ostatnio na trzy zmiany, a bobry po szkoleniach w wandejskich barach ciągnęły druty po całym mieście i podmieście. Choinki im. świeckiego Nikołaja Teslowicza rozjażyły się i wróciły do smażenia robotyków. "Prawdziwa poezja oglądać je przy pracy" - pomyślał.

Na wałach artyleria nie żałowała ognia na nacierające oddziały robotów. Ponieważ kontrabanda docierająca do miasta była pod kontrolą milicji, wśród zaopatrzenia trafiła się świeża paczka ćwierćnowaków, prosto z GWS. Nacierające na miasto legiony zostały w dużej mierze przetrzebione. Również okopy strażników okazały się być twardym orzechem do zgryzienia - strażnicy pustkowi nie byli byle amatorami. No i porozkładali masę min (bez dbałości o nóżki i rączki przyszłych pokoleń).

W mieście milicja również nie dawała za wygraną, mimo zaskoczenia. Bobry kamikadze, w dużych grupach okazały się być dobrą metodą likwidowania największych robotów i pojazdów wroga. Szczęście czasem im sprzyjało - pojazd który wyszedł pod składem bimbru nawet nie wysadził swojego ładunku robotów - najpierw zatrzymał się is zdawał się rozpuszczać, ale potem przebiegajacy obok inkwizytor poświęcił sekundę, aby omieść go płomieniem - i zginął przysmażony ognistą eksplozją.

Radziecki uśmiechnął się, odstrzelił jeszcze jeden myśliwiec wroga i przeładował. Zerknął na Majkowskiego, potwierdził że będzie żył (leżąc przyciśnięty blatem stołu wyglądał dość bezpiecznie), po czym ruszył w miasto, wyskakując przez dziurę w ścianie, prosto na jakiegoś robota pająka, który zamortyzował upadek, ulegając przy okazji totalnemu zgnieceniu.
0 0
Dnia 11 sierpnia 52 roku Po Bombach o 14:17 Iwan odpowiedział :
Wirus w końcu złamał zabezpieczenia chroniące drednota Orziego. Maszyna drgnęła i wydała z siebie metaliczny dźwięk. HUD zakomunikował - Wszystkie systemy sprawne. Broń w gotowości. Rozpocząć operację "Oczyszczenie". Wielki miotacz płomieni plunął ogniem. Znajdujący się w Arsenale żołnierze Inkwizytorium w sekundę zamienili się w kupkę popiołu. Drednot ruszył do przodu, przy okazji miażdżąc kilka bobrów szczęśliwców, które nie zostały na wstępie spalone. Rakiety wystrzelone z wyrzutni rakiet zdmuchnęły wrota odgradzające Arsenał od reszty Winktown. Maszyna wyszła na zewnątrz i wkroczyła w sam środek bitwy. Miotacz płomieni zagrał ponownie i podpalił wszystko w promieniu kiludziesięciu metrów. Nie należy zapomnieć o części trakcji elektrycznej, która zasilała cewki. Spora ich ilość została wyłączona z użytku bezpowrotnie. Drednot co chwila smagając płomiennymi językami milicję, Winków i inkwizycję ruszył w głąb miasta, pozostawiając po sobie tylko śmierć i pożogę...
0 0
Dnia 11 sierpnia 52 roku Po Bombach o 15:10 Herr Juarez odpowiedział :
Kiedy Juarez leżał bezczynnie do gruzowiska wpełzło dwóch Inkwizytorów w nowych wzmacnianych pancerzach bojowych skonstruowanych na podstawie starych, słomagromskich projektów.
- To Ekscelencja Juarez! - krzyknął Wawelberg.
- Znowu się upił do nieprzytomności? - zapytał Von Lorentz.
- A to szuja! Nam racjonował bimber z przydziałów, a sam chlapał jak cysterna.
- Hmmm... Jedzie od niego wódą na kilometr, ale to przecież codzienność. Coś mu się chyba stało.

Przez parę minut ta dwójka wpatrywała się w Juareza z zamyśleniem. Oczywiście żaden z tych imbecyli nie wpadł na pomysł, że ich dowódca leży od godziny po jakimś betonem i kona.

- Ty, a może by go tak wyciągnąć? - powiedział Wawelberg.
- Dobry pomysł. Może i jest skurwysynem, ale kto inny nam wypłaci żołd?
HUK!
- Wygląda mi to na trwałe uszkodzenie rdzenia kręgowego... O własnych siłach nawet do kibla nie dojdzie. Lorentz masz jeszcze ten prototypowy wspomagacz układu kostnego?
Von Lorentz wyjął składany, metalowy pancerz szkieletowy, odpiął jego dolną część i wręczył Wawelbergowi.
- Nasi inżynierowie mówili, że zakładanie tego żelastwa cholernie boli.
- Ty się nie martw Wawel. Potrafił przeżyć kaca po winkowej wódce to to też przeżyje.
Wawelberg wpiął szkielet w kręgosłup i piszczele Juareza.
- Jasnaaaaa cholera! Klękajcie narody Pollinu i chwalcie imię Pana!! - wykrzyczał Juarez.
- Gotowe! Witamy Ekscelencję wśród żywych.
Von Maikowski skrzywił się i spojrzał na swoich podkomendnych zabójczym wzrokiem.
- Co ja mam na sobie?! Co to za ustrojstwo?!
Wawelberg wyprostował się i powiedział:
- To jest prototyp wspomagacza układu kostnego Wasza Ekscelencjo. Ma Ekscelencja uszkodzony kręgosłup i bez tego nie przejdzie nawet 5 metrów.
- Zasrany Romanow... Jeszcze mnie popamięta. - pomyślał Juarez i zwrócił się do Von Lorentza:
- Jak przebiega "Oczyszczenie"?
Inkwizytorzy spojrzeli na siebie po czym jeden z nich odpowiedział:
- Jako tako pomyślnie Ekscelencjo.
- Jako tako? Jako tako?! Co to jest za odpowiedź Ty hasselandzka małpo?!
Po chwili odezwał się Von Lorentz:
- Melduje, że Najświętszy Oręż został opanowany przez wirusa i niszczy wszystko co stanie mu na drodze!
- I co w tym złego przecież taki był zamiar.
- Tylko, że ten wirus pochodzi od Romanowa Ekscelencjo!
- A żeby mu rdza pysk przeżarła. Nie dość, że pozbawił mnie siły w nogach to teraz jeszcze ukradł mi moje zwierzątko domowe! Zebrać mi wszystkie oddziały! Trzeba poskromić te blaszane puszki i wysłać je tam skąd przyszły.

Juarez wziął od Wawelberga miotacz "Inferno" i wraz z Inkwizytorami ruszył na ogarnięte wojną ulice Winktown.
0 0
Strona 2 z 4 Do góry
Copyrights © 2006 - 2024; Pustkowia Winków
Zbudowane przez Antona Sokołowa pod czujnym okiem Otto von Tellera