Dnia 09 sierpnia 52 roku Po Bombach o 1:25
Pan Talerz odpowiedział :
- Pierdolę, wracam do miasta!
Talerz miał już serdecznie dość siedzenia w okopach i odmrażania zadka, kiedy kompletnie nic się nie działo po stronie przeciwnika. Siarczysty wiatr smagał von Tellera po twarzy niedbale ukrytej za szalikiem, kiedy ten wstał i dziarskim krokiem pomaszerował okopem z powrotem do Winktown. Po drodze minął jeszcze jakichś obrońców, którzy siedzieli wokół ogniska i na wolnym ogniu gotowali zupę z bobra. Zasalutowali przywódcy i nawet chcieli go poczęstować nie do końca oskubanym z futra udkiem z bobra, ale ten tylko kiwnął ręką i powiedział że do ratusza, przemianowanego tymczasowo na sztab, wzywają go pilne sprawy.
Pierwsze zdziwienie zaliczył Talerz tuż przed przekroczeniem bramy miasta. Niby wrota były otwarte na roścież, jakby zapraszały przeciwnika do środka, tylko że jakiś dowcipniś postawił po obu stronach wejścia choineczki.
"A może w Wandystanie teraz Gwiazdkę obchodzą i się Dziadka Mroza z prezentami spodziewają?" - pomyślał drapiąc się po głowie - "W sumie to z racji ilości żołnierzy Mandragoratu obecnych w mieście, należałoby pomyśleć nad przyznaniem im statusu jakieś mniejszości etnicznej czy czegoś tam. Byleby tylko świeckich meczetów nam tutaj nie stawiali bo nie zdzierżę!"
Możliwe że Ceramiczny pożegnałby się z życiem, gdyby nie uciekający z miasta bóbr którego goniło dwóch Inkwizytorów. Futrzaki, z racji uwarunkowań genetyczno-kulturowo-zawodowych, były sprawnymi biegaczami. No cóż, to one w większości były odpowiedzialne za kradzież wszystkiego w Winktown co nie jest tylko przybite gwoździami. Funkcjonariusze tacy szybcy nie byli, jednak dźwigali kilkaset kilogramów pancerzy wspomaganych na swoich barkach i się po prostu zapadali w śnieżne zaspy. A bóbr biegł, niosąc nad głową zdobyczną butelkę z bimbrem. I wydawało się że już im uciekł przekraczając północną bramę, kiedy to choinki rozjarzyły się zimnym blaskiem i spopieliły bobra energią elektryczną.
- Oż kurwa! - Talerz zatrzymał się ze stopą uniesioną w powietrzu, którą dosłownie centymetry dzieliły od znalezienia się w mocy działania pylonów energetycznych. Dało się wyczuć odór spalonego futra.
Inkwizytorzy już spokojnym krokiem podeszli do szklanego naczynia z mętną cieczą która wylądowała w zaspie i bez ceregieli potraktowali je z miotaczy ognia.
- EJ! CO WY ROBICIE DO JASNEJ CIASNEJ? TOĆ TO SAMOGON, STRATEGICZNY PRODUKT GOSPODARKI PUSTKOWI KTÓRY MÓGŁ OCALIĆ ŻYCIE SPRAGNIONYM MIESZKAŃCOM WINKTOWN! ODPOWIECIE ZA TO MARNOTRAWSTWO DROGOCENNYCH ZASOBÓW!
Dopiero wtedy funkcjonariusze Inkwizytorium zwrócili uwagę na stojącego po przeciwnej stronie energetycznej bariery Talerza. System wyższego stopniem zidentyfikował przybysza jako Otto von Tellera, nieformalnego przywódcę hałastry jaką byli mieszkańcy Wolnego Miasta Winktown. Heretyka III stopnia, współpracującego jednak od czasu do czasu ze Świętym Officjum w charakterze szpicla.
Dać żyć. Na razie - brzmiał rozkaz.
- Hile favi von Teller. Witamy z powrotem w Wolnym Mieście Winktown. Za chwilę bariera energetyczna zostanie wyłączona aby mogła Wasza Ekscelencja wejść do miasta. Przypominam o wprowadzonej tymczasowo... - dłuższa pauza - ... prohibicji na terenie osady i okolic. Alkohol jest reglamentowany w wyznaczonych punktach miasta. Za kartki można otrzymać dodatkowy przydział odwiedzając "Różowego Kundla"
Niższy stopniem Inkwizytor podszedł do blaszanego kiosku w którym spał wandejski operator pylonów energetycznych i zbudził go robiąc dziurę pięścią, łapiąc za gardło i potrząsając jakby to był worek kartofli.
- Mmmmm... Dalej nie wiadomo nic o pociągu Kolejarzy? - starał się zagadać Inkwizytorów w drodze do sztabo-ratusza, którzy uparli się go eskortować ale ci nie byli specjalnie rozmowni.
Co łatwo dało się zauważyć, ulice Winktown były wyludnione. Nie żeby wielu mieszkańców kręciło się normalnie po mieście, ale jakoś tak teraz było puściej niż zwykle. No cóż, ciężkie czasy nastały dla obywateli Wolnego Miasta Winktown. Czym więcej Zagraniczniaków przybywało na Pustkowia, tym coraz więcej miały one problemów. Putinator i jego armia robotów, oblężenie miasta, wprowadzona prohibicja, głód, zaprzestanie dostarczania przez Gnarpstown energii elektrycznej.
"Trzeba by pomyśleć o wprowadzeniu jakiegoś stanu wojennego" - pomyślał von Teller przekraczając próg głównej sali operacyjnej.
W środku siedzieli towarzysz Radziecki i inkwizytor Maikowski i raczyli się bourbonem z prywatnych zapasów Talerza, które niechybnie znaleźli w tajnej skrytce Porcelanowego i zaśmiewali się do bólu z czegoś. No cóż, salę operacyjną urządzono w jego starej sali audiencyjnej, musieli zrobić miejsce w pomieszczeniu na rzutnik, odsuwając Porcelanowy Tron w kąt. I się dobrali do jego żelaznej rezerwy alkoholu. W kominku buchał wesoło ogień.
- To ja dupę odmrażam na mrozie, a wy mi tutaj wychlewacie mój alkohol przywieziony jeszcze z czasów kampanii na Montauk? On miał wartość sentymentalnych pamiątek karwa fa!
W sumie to pies trącał alkohol, jak zajdzie potrzeba to się najedzie Samundę czy inną Bialenię i się przywiezie coś nowego. O ile wygra się wojnę z maszynami.
- Na czym stoimy panowie? Macie jakieś genialne pomysły jak załatwić te pieprzone roboty Putinatora na amen?