Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej.
Zaloguj się
?

Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Zaloguj się
?
Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Bobry

Przybycie

Dnia 07 maja 52 roku Po Bombach o 14:40 Iwan rozpoczął dyskusję pisząc:
- Daj mi dalmierz laserowy - powiedział Pietrow, nie odrywając się od lornetki, w której widać było zarys budynków miasta. Przez kilka sekund dało się słyszeć ciszę i brak jakiejkolwiek reakcji.
- Cholera, ile mam czekać?! - krzyknął ze złością, kończąc obserwację.
Z pozycji na brzuchu, obrócił się na lewe ramię i spojrzał w miejsce, gdzie miał przebywać Aleksandrowicz, jednak poza wspomnianym już dalmierzem laserowym i stertą gratów nie było tam nikogo.
"Gdzie wywiało tego dziwaka? Pewnie znowu poszedł się nawdychać tych swoich cudów bez mojego pozwolenia. Kiedyś go zastrzelę..." - pomyślał w czasie schodzenia z małej górki, gdzie ustawione było stanowisko strzeleckie.
Pietrow doszedł do miejsca składowania przedmiotów. Wyszukał plecak Aleksandrowicza i zaczął przeglądać w nim kieszenie. Ku jego zdziwieniu saszetki z biało-niebieskim proszkiem znajdowały się na swoim miejscu.
- Dobra, to przestaje być śmieszne - mruknął pod nosem i chwycił po zawieszony na ramieniu karabin AK-74, jednocześnie odbezpieczając go.
Szybkim ruchem wyjął z kieszeni czujnik ruchu, na którym zielona linia powoli kręciło koło. Po pełnym obrocie nic się nie stało, zero pikania, zero zielonych kropek na ekranie.
"Świetnie, a już myślałem, że będzie spokój." - obrzucił wzrokiem okolicę i zaczął nasłuchiwać, jednak nic nie zarejestrował poza odgłosem wiatru hulającego po pustkowiach. "Przecież człowiek nie znika ot tak w biały dzień!"
Po raz kolejny wytężył zmysły i tym razem wydało mu się, że widzi w oddali czarną sylwetkę siedzącego człowieka. Powoli i z wielką czujnością udał się w jej kierunku. "Być może to ja coś brałem dzisiaj w nocy." - zażartował w myślach zbliżając się do tajemniczej postaci. Gdy był w odległości 15 kroków, dojrzał charakterystyczną czerwoną wstążkę na lewym ramieniu istoty. "To Aleksandrowicz" - zanotował i podbiegł do niego.
- Bratku, czego się wałęsasz bez mojego pozwolenia? Tłumaczyłem tysiąc razy, że mamy zachowywać jak największą ostrożność. Chyba nie chcesz, żeby coś nas zeżarło? - powiedział Pietrow, próbując wyglądać na jak najmniej zdenerwowanego.
Ku jego zdziwieniu Aleksandrowicz nie odpowiedział. Dojrzał natomiast, że jego kompan podróży do Winktown, którego spotkał kompletnie pijanego w czasie wędrówki przez pustkowie, siedział bez ruchu, z głową pochyloną do przodu, trzymając w ręce butelkę samogonu. "No tak, jak nie prochy, to alkohol." - pomyślał i chwycił go za ramie, pociągając w swoim kierunku. Głowa Aleksandrowicza powoli odchyliła się i ujrzał, że twarz była kompletnie zmasakrowana i zalana krwią. Na środku zionął wielki otwór. Gdyby nie czerwona wstążka, to nie byłby w stanie rozpoznać, kto to taki.
- Masz ci los! Najpierw Pawłow, a teraz Aleksandrowicz! Co ja jakiś talizman nieszczęścia jestem?! - krzyknął do siebie.
Nagle zza pleców dało się słyszeć powolne skrzypienie. Pietrow z niepokojem odwrócił się i ujrzał przed sobą zdeformowaną istotę, która wyczłapywała się z nory ukrytej w ziemi. Reakcja jego była natychmiastowa. Pociągnął za spust i oddał krótka serię w kierunku cielska mutanta. Dał się słyszeć donośny pisk i istota zatoczyła się, a następnie upadła na ziemię. "To wszystko?" - zdziwiony przyjrzał się leżącemu ciału dwu i półmetrowego stwora.
Niestety chwilę później spokój został przerwany przez okropny wrzask, dobiegający jakby spod ziemi. W jednym momencie, kilkanaście metrów przed Pietrowem ziemia zaczęła zamieniać się w podziurawione pole, na którym pojawiać się poczęli pobratymcy istoty przed chwilą zamordowanej.
- O cholera... - powiedział po cichu i zaczął uciekać w kierunku obozowiska. Odwracał się jeszcze kilka razy i oddawał serie w stronę nacierających na niego istot. Nie patrzył, czy coś udało mu się zabić, gdyż próbował szybko ustalić jakikolwiek plan przetrwania. Dobiegł do sprzętu i chwycił w dłonie dwa granaty. Od razu rzucił je bez celowania w dużą grupę rozwścieczonych bestii. Odwrócił się i znów zaczął uciekać, jednak potknął się. "Kurna, koniec ze mną." - pomyślał i przekręcił się na plecy. Zaczął strzelać na oślep w zbliżające się kreatury. Ubił najbliższą, a następnie zauważył, że skończyła mu się amunicja w magazynku. Odrzucił karabin i wyjął duży nóż bojowy z pochwy, zamieszczonej u pasa. Podniósł się z ziemi i przygotował się na starcie wręcz. Nagle z lewej strony dał się słyszeć świst nadlatującej rakiety i odgłos wybuchu. "Ktoś tu jeszcze jest oprócz mnie." - zarejestrował w myślach i starł się ze stworem.
0 0

Odpowiedzi (42)

Na dół Strona 2 z 3
Dnia 07 lipca 52 roku Po Bombach o 20:37 Herr Juarez odpowiedział :
Siła uderzenia przewróciła idącego korytarzem mężczyznę w austro-węgierskim mundurze. Był to Jan von Maikowski, który wracając podpity z okolicznego baru zabłądził w tym dziwnym budynku. Wstając z brudnej posadzki korytarza wybełkotał kilka bluzgów, spojrzał w stronę zionącego otworu i powiedział sam do siebie: "Co to za cholerstwo?"
Owe "cholerstwo" widocznie usłyszało słowa Von Maikowskiego i powolnym krokiem zbliżało się do niego. Pijany przechodzień słabo widząc stwora rzucił w niego pustą butelką po piwie po czym oparł się o ścianę. Butelka rozbiła się o głowę stwora, która lekko się przekrzywiła. Kiedy Von Maikowski próbował rozpoznać ową istotę ta szybkim ruchem chwyciła go za mundur i podniosła kilkanaście centymetrów ponad podłogę. Oczy stwora przenikliwie wpatrywały się w twarz mężczyzny przez kilka minut po czym istota przemówiła znajomym głosem: "Brak podobieństw. Eliminacja nieznanego obiektu."
Von Maikowski skądś już pamiętał ten głos... "Romanow" - pomyślał. Chwycił bagnet, który na wszelki wypadek trzymał w bucie i wbił go między żebra stwora. Ten natychmiastowo puścił swoją ofiarę i chwycił się za ranę w celu zatamowania wypływającej z niej cieczy. Von Maikowski natychmiastowo wstał i pobiegł w kierunku wyjścia ewakuacyjnego potykając się o sterty żelastwa leżącego na podłodze. Kiedy wyszedł na powierzchnie ujrzał uzbrojonego w karabin bobra z czerwoną opaską na ramieniu. Podszedł do niego i powiedział: "Powiadom Von Tellera. Car powrócił..."
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 0:29 Iwan odpowiedział :
Mikroprocesor maszyny zarejestrował fakt chwycenia się za ranę i uznał to za błąd. Funkcja naśladowania ludzkiego zachowania przy otrzymaniu uderzenia wyłączona. - zakomunikował napis na HUD-zie maszyny. Cyborg podążył śladem von Maikowskiego. Na zakręcie wpadł na grupkę pięciu uzbrojonych bobrów, które po usłyszeniu hałasu postanowiły sprawdzić, co się dzieje. Jeden z nich został na wstępie brutalnie przywitany mocnym kopniakiem. Odleciał na kilka metrów i z całym impetem uderzył o ścianę. Drugi natomiast w błyskawicznym tempie został rozbrojony. Strzelba, którą dzierżył została mu wyrwana (wraz z rękami) i użyta przeciw niemu. Pozostała trójka zaczęła salwować się ucieczką, co chwila oddając bezładne strzały we wszystkie strony. Niedługo przyszło im jednak czekać na śmierć. Trzy bezbłędne strzały oddane ze starej strzelby typu pump-action zakończyły ten pokaz wyszkolenia winkowego wojska. Maszyna kontynuowała swój marsz...
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 17:09 Pan Talerz odpowiedział :
Tak to się przyjęło powszechnie w Wolnym Mieście Winktown, że wieczory spędzano w "Różowym Kundlu" przy szklaneczce czy buteleczce czegoś mocniejszego. I tak było tym razem: Talerz siedział przy szynkwasie i degustował pyszną nalewkę Makaveli'ego. Właśnie miał zamiar po raz kolejny upewnić się że produkt posiada naprawdę 40 procent volt-mocy, kiedy to do baru wleciało truchło bobra i rozbiło kilka szklanych butelek z bourbonem stojących na regale za ladą.

W drzwiach stał goły Iwan Pietrow z dwururką w łapach.

- A jednak odrósł ci łeb?
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 17:43 Iwan odpowiedział :
Maszyna nic nie odpowiedziała, tylko zlokalizowała cel i wystrzeliła. Grube kulki śrutu uderzyły w Talerza zwalając go ze stołka. W szynku zapanował chaos. Część klientów wyciągnęła swój oręż i rozpoczęła strzelaninę. Druga część z krzykiem na ustach próbowała wydostać się z baru. Niestety, próba ucieczki w tym momencie była najgorszą możliwą opcją. Zbłąkane kule trafiały panikarzy, kończąc ich żywot. Cyborg wszedł do środka. Co chwila w jego ciało wchodziły pociski śmiertelne dla zwykłego człowieka. On jednak nie odczuwał bólu, nie poddawał się emocjom. Mikroprocesor już wcześniej wyłączył funkcje wtapiania się w ludzkie otoczenie. Teraz miał tylko jedno zadanie - zakończyć życie von Tellera. Wcześniej jednak postanowił uporać się z nastręczającymi kłopotów bywalcami "Różowego Kundla", którzy byli na tyle odważni by przeciwstawić się tej kupie żelastwa...
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 19:11 Bob Flacha odpowiedział :
Bob Flacha miał zamiar wypić kufel "Uranowego" na tzw. hejnał, kiedy to rykoszet ze strzelby Pietrowa rozbił naczynie, kiedy to przykładał on już zimne szkło do ust. Cała zawartość wylała się na stół i spodnie Flachy.
- Ty pimplu niemyty! - Bob zerwał się z kanapy - Ty hasselandzkie ścierwo! Pięć kapslów poszło się jebać jak byk jałówkę!
Flacha wystartował w kierunku terminatora zakasując rękawy brudnej, niebieskiej koszuli w kratkę.
- W gościów przyjeżdża z pipizdowa i od razu burdele robi w knajpie!
Cyborg nawet nie zauważył kiedy lokalny menel pochwycił pierwsze z brzegu krzesło i zaczął nim okładać robota. Dwururka wypadła mu z rąk kiedy starał się osłonić przed ciosami Boba. Akurat tą chwilę wybrali ocaleli Winkowie żeby rzucić się kupą na hasselandzkiego terminatora i przygwoździć go do ziemi.
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 19:40 Pan Talerz odpowiedział :
Trafiony śrutem Talerz pchnięty siłą śrutu, poleciał na szynkwas od którego się odbił i upadł na plecy. Na podłodze od razu zaczęła powstawać kałuża krwi.
- Uuuuh! - jęknął von Teller i spróbował się ruszyć ale ból mu to uniemożliwiał. Z jednej kieszeni portek wyciągnął stimpaka, z drugiej leczniczy artefakt kupiony nie tak dawno temu na miastowym bazarze. Wstrzyknął sobie środek przeciwbólowy w ramię i położył leczkamień na klatce piersiowej. Wiedział że powinien umieścić go na ranie, bo tylko w ten sposób byłby w stanie wykorzystać sto procent mocy artefaktu ale w obecnej sytuacji musiał się pogodzić że parę paskudnych blizn jednak na plecach mu pozostanie.

W tym samym czasie grupa Winków zdążyła osaczyć Pietrowa i z niemałym trudem postanowiła wrzucić go do miejskiej studni. Udało im się unieść mechanicznego człowieka i wynieść z baru. Stękając z wysiłku donieśli go do kamiennej konstrukcji i bezceremonialnie wrzucili go do środka. Nie było słychać plusku wody, ponieważ ta studnia głębinowa akurat już dawno temu wyschła. Po jakichś 20 sekundach zebrani wokół studni usłyszeli łamanie kości. Ktoś odhaczył kolejną kreskę na drewnianym słupku oznaczającym ilość zrzuconych ciał do środka. To było już z trzydzieste. Uczynny bóbr podbiegł do studni, wdrapał się na kamienną obręcz i zaczął oddawać moc do środka.
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 20:30 Iwan odpowiedział :
Żelazne cielsko okryte ludzką tkanką powoli podniosło się ze sterty kości. Mikroprocesor przeanalizował okrągłą studnię i postanowił wydostać się po jej ścianie. Wnętrze studni było wyłożone różnej wielkości kamieniami, co pozwalało na swobodną wspinaczkę. Wcześniej jednak jednostka zarządzająca maszyną postanowiła zaczekać do późnej nocy.

Niewiele czasu zajęło terminatorowi na wydostanie się na zewnątrz. Maszyna po raz kolejny stanęła na winkowym piasku i dokładnie rozejrzała się wokół siebie. Czujniki optyczne miały możliwość widzenia w termowizji, więc nie trudno było jej dojrzeć śpiącego obok kosza na śmieci pijanego człowieka. Oprócz tego nieszczęśnika, na placyku otaczającym studnię nie było nikogo. HUD maszyny zakomunikował - Obiekt żywy - homo sapiens. Brak podobieństw z celem głównym. Przywrócić funkcję wtapiania się w ludzkie otoczenie - posiadanie ubrania. Ubranie pasuje do sylwetki. Eliminacja celu do pozyskania ubrania. Cyborg podszedł do śpiącego i sprawnym ruchem podniósł go za szyję. Pijaczyna nie zdążył nawet zareagować, kiedy jego gardło zostało zmiażdżone w robotycznym uścisku. Kilka minut później po Pietrowie nie było żadnego śladu, a na swoim dawnym miejscu, w kałuży krwi leżał martwy, nagi pijaczek.
0 0
Dnia 08 lipca 52 roku Po Bombach o 21:56 Pan Talerz odpowiedział :
Funkcjonariusz Strażników Pustkowi pochylił się nad zwłokami i po raz kolejny cmoknął ustami.
- Fachowa robota. Najpewniej supermutaka. Podniósł go łapą i zmiażdżył swoim żelaznym uściskiem. Prawdopodobnie denat krzywo spojrzał na mutanta, ten się zdenerwował i go poniosło. Natomiast gwałt na zwłokach miał miejsce już po zgodnie ale jeszcze trup całkiem ostygł.
Kilku postronnych obserwatorów ściągnęło czapki.
- Znałem go. To stary Albert. Pracował w szaletach miejskich, wywoził gówno z latryn na plantacje winoświń. Dobry chłop był, tylko dużo pił - powiedział jeden z gapiów.
- Ale los spotkał go podły - odezwał się innych - być napadnięty, a potem zbobolowany... Nie życzyłbym tego nikomu, nawet mieszkańcowi Wurstlandii.
Strażnik wstał i wyciągnął notes z kieszeni swojego długiego płaszcza.
- Według światków którzy widzieli go wcześniej tego dnia w Winkomarkecie, zmarły ubrany był w znoszony, niebieski kożuch, wypłowiałe, brązowe spodnie, kufajkę z gwiazdą wandejską i gumiaki. Znajdziemy jego ubrania, to po nitce do kłębka: znajdziemy złodzieja, złodziej być może wskaże nam gwałciciela, a gwałciciel mordercę. Kurwa, czego?
Bóbr nie przestawał szarpać Strażnika za płaszcz i pokazywać na Pietrowa w ubraniach denata, stojącego w miejskiej bramie.
0 0
Dnia 10 lipca 52 roku Po Bombach o 9:09 major Radziecki odpowiedział :
<Wracający z inspekcji bazy w Archwandielsku Radziecki zajechał właśnie do Winktown. Zaparkował elektryczny czołg przed przerwą w barykadzie ze śmieci, którą ktoś z dużym optymizmem nazwał "miejską bramą". Wchodząc zauważył zamieszanie i grupę Winków tłoczącą się nad jakimś trupem. Stuknął stojącego obok kolesia w ramię (robią ich co raz większych) który brzdęknął.>Co tam się odpierdala? Znowu któryś zgona zaliczył? A jak im mowię, że alkohol szkodzi i nawet radiacja im na to nie pomoże to mi nie wierzą...<Przyjrzał się zaczepionemu pijaczkowi>Czy my się czasem nie znamy? Wybaczcie słabą pamięć, ale tyle podróży, twarzy, tanich motelów...
0 0
Dnia 10 lipca 52 roku Po Bombach o 18:31 Iwan odpowiedział :
Pietrow powoli obrócił głowę w kierunku Radzieckiego. HUD maszyny poinformował - Obiekt żywy - homo sapiens. Brak podobieństw z celem głównym. Przywrócić funkcję wtapiania się w ludzkie otoczenie - konwersacja. Wybierz odpowiedź:
- Tak;
- Nie;
- Pieprz się pimplu niemyty;

Mikroprocesor postanowił wybrać trzecią odpowiedź. Cyborg odpowiedział twardo i bezemocjonalnie.
0 0
Dnia 10 lipca 52 roku Po Bombach o 21:29 Herr Juarez odpowiedział :
Nagle z oddali dało usłyszeć się twardy głos: Zabić to ścierwo! To Romanow!
Kiedy grupa gapiów obejrzała się w kierunku skąd owy głos dochodził zobaczyła zakurzoną postać z rewolwerem w ręku. Jeden z nich zawołał: Przecie to ten cesarsko-królewski obsrajnoga! Jak mu tam... Von Maikowski. Schlał się Uranowym i teraz kowboja zgrywa!
Zirytowany minister wycelował w krzykacza i energicznie pociągnął za spust. Pocisk trafił w krocze ofiary po czym ten upadł na kolana i mruknął pod nosem: O mamusiu...
Następnie Von Maikowski oddał serię 4 strzałów w ciało ukrywającego się Romanowa. Pomimo trafień cyborg stał praktycznie niewzruszony. Z dziur po kulach zaczęła wypływać cuchnąca ciecz przypominająca olej napędowy. W tym czasie strzelec siłował się ze swoją bronią, gdyż ta ubrudzona od piasku zacięła się. Po kilkunastu sekundach ponownie wycelował w cyborga i strzelił mu prosto w łeb. Żelastwo odwróciło się w jego stronę z morderczym spojrzeniem.
0 0
Dnia 10 lipca 52 roku Po Bombach o 23:42 major Radziecki odpowiedział :
<Odgłos strzałów przerwał Radzieckiemu, który właśnie miał zamiar przyjaźnie wytłumaczyć menelowi, jak należy się odzywać do majora dowodzącego największą zorganizowaną siłą zbrojną w promieniu kilku tysięcy kilometrów. Jeden z pocisków zrykoszetował wpierw od jego rozmówcy i trafił prosto w środek czoła Radzieckiego, utykając w czerwonej gwieździe wojskowej czapki. Radziecki silnym pchnięciem posłał krwawiącego (oni tu nawet krew mają z błota?) dupka na ziemię, a sam odpowiedział w kierunku strzałów ogniem z wydobytej spod płaszcza armatą. Po chwili skupił wzrok i dojrzał mundur, ewidentnie monarchofaszystowski. "A więc to tak, kurwa!" mruknął do siebie Radziecki, tym razem dokładniej celując...>
0 0
Dnia 11 lipca 52 roku Po Bombach o 19:26 Herr Juarez odpowiedział :
Pociski wystrzelone przez Radzieckiego uderzyły w ziemię powodując ogromne wybuchy, których siła odrzuciła Von Maikowskiego. Minister wpadł do zabrudzonego rynsztoku wypuszczając rewolwer z ręki. Jego lewa ręka była nieco poszarpana przez odłamki. Kiedy się ocknął wstał i trzymając się za zranioną rękę krzyknął do Radzieckiego: Ty socjalistyczna gnido! Śmiesz strzelać do austro-węgierskiego urzędnika?! Będziesz błagał o litość! Niech tylko znajdę mój... (rozgląda się po ścieku) A niech Cię szlag! . Wściekły Von Maikowski wyszedł z rynsztoku i zaczął biec w kierunku Radzieckiego lekko kulejąc. Będąc w odległości około 2 metrów rzucił się na strzelca, który próbował naładować broń. Obydwoje upadli z hukiem na piaszczystą ziemię i zaczęli się okładać w kłębach kurzu.
0 0
Dnia 11 lipca 52 roku Po Bombach o 20:33 major Radziecki odpowiedział :
<Radziecki zadając kolejny cios lewą ręką uśmiechnął się tryiumfalnie. "Od dawna chciałem przyłożyć jakiemuś Austriakowi... albo Węgrowi." pomyślał. >- Żryj piach, sztywniaku!<Z tymi słowami Radziecki uderzył napastnika w łeb trzymaną w łapie armatą [1]. Majkowski jęknął i zwiotczał. Major zepchnął bezładne ciało z siebie i wstał. Chciał mu jeszcze przywalić, ale głupio byłoby walić nieprzytomnego.>- Ha, pokazałem mu, co to wandejska siła zbrojna, nie? - zwrócił się do rozmówcy, który... zniknął, pozostawiając po sobie kilka kropel oleju.<Radziecki popatrzył na leżącego Majkowskiego, po czym poczuł od niego zapach alkoholu.>- No tak, kolejny pijus. Trzeba coś z tym zrobić, bo nigdy nie wstanie.<Wyciągnął zza pazuchy piersiówkę z żelazną rezerwą antyalkoholu, otworzył i wlał w uchylone usta Majkowskiego kilka porządnych łyków, po czym otarł szyjkę i sam się uraczył wyśmienitym trunkiem. Czekając, aż chemia zacznie działać podszedł pod bar i wyciągnął z rynsztoka rewolwer, wraz z uwieszonym na nim bobrem, który właśnie miał go zwinąć. Wytarł rewolwer futrem zwierzaka (choć ciężko stwierdzić, czy to pomogło, czy pogorszyło stan broni) i zajrzał w lufę.>- Hmm, wygląda na to, że zareagowałem zbyt mocno - przecież to tylko zabawka. Nie, żeby to mogło kogoś załatwić...<wycelował w widocznego przez okno Baru Talerza i strzelił. W odpowiedzi przez rozbite - po raz kolejny - okno wylał się stek przekleństw.>- No mówiłem. Zwykła zabaweczka, bez praktycznego zastosowania.

[1] Dla celów prezentacji - typowa wandejska armata osobista.
0 0
Dnia 13 lipca 52 roku Po Bombach o 12:09 Herr Juarez odpowiedział :
Leżący na piasku Von Maikowski powoli budził się z amoku, czując,że ktoś lub coś obmacuje jego mundur. Kiedy lekko otworzył oczy zauważył obok siebie jakieś włochate stworzenie przypominające małpę z ubrudzoną od smaru brodą. Kto Ty? Co do... Hej! Puszczaj mój portfel niedomyta kanalio! - krzyknął minister, po czym energicznie kopnął złodzieja w pierś. Schował portfel i podpierając się prawą ręką wstał z ziemi. Rozejrzał się dokoła i zobaczył Radzieckiego, który bawił się rewolwerem. Kiedy próbował do niego podejść zakręciło mu się w głowie,a nogi same się uginały. Von Maikowski ponownie upadł na ziemie,ale tym razem coś zobaczył... Ukazała mu się świetlista postać ubrana w białą tunikę i furażerkę z czerwoną gwiazdą na głowie. Postać przemówiła do niego: Witaj monarchofaszystowski żołdaku! Jam jest Towarzysz Wanda! Ten, który wysadził słońce i wyzwolił Ziemię od wrogów socjalistycznej rewolucji. Mam dla Ciebie nowinę...
Von Maikowski z niedowierzaniem spoglądał na postać Towarzysza Wandy, który niemal zahipnotyzował go swoją mową. Wykrztusił z siebie tylko jedno zdanie: O w mordę... Po tych słowach Towarzysz Wanda uśmiechnął się i postanowił wyjawić ministrowi swoją nowinę: Chciałbym Ci powiedzieć największy sekret Twojego v-życia,a mianowicie... "Wstawaj Ty pieprzony pijaku! Nie mam zamiaru cię nosić po Pustkowiach!"
Nagle postać Towarzysza Wandy zniknęła, a Von Maikowski zobaczył nad sobą Radzieckiego, który ciągnął go za rękaw. Rozgoryczony minister zrobił zamach prawą ręką i solidnie przyłożył pochylonemu nad nim Radzieckiemu tak,że jego czapka odleciała kilka metrów w tył.
0 0
Strona 2 z 3 Do góry
Copyrights © 2006 - 2024; Pustkowia Winków
Zbudowane przez Antona Sokołowa pod czujnym okiem Otto von Tellera