Ta strona wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej.
Zaloguj się
?

Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Zaloguj się
?
Zamieszkaj
Zdecydowałeś(aś) się zamieszkać na Pustkowiach Winków? Świetnie!
Rejestracja
Bobry

Pewnego razu w bu... barze

Dnia 10 sierpnia 51 roku Po Bombach o 0:36 Pan Talerz rozpoczął dyskusję pisząc:
<Ciężko jest się wyzbyć starych nawyków, dlatego też Talerz zanim wszedł do budynku, przez wybitą szybę pomachał kapeluszem na patyku. Ufff... Na szczęście nikogo nie było w środku bo po 2 sekundach w swoim kowbojskim kapeluszu miałby już z tuzin dziur! Z plecaka wyciągnął pęto kluczy, po czym znalazł ten właściwy i zaczął majstrować przy kłódce od naprawdę grubego łańcucha. Zasadniczo, rzadko kiedy w budynku do którego chciał wejść, drzwi były przymocowane do zawiasów dłużej niż dwie godziny ale jednak kiedy ostatni raz opuszczał to miejsce, czuł się pewniej chociaż udając że zamyka za sobą wejście. Kto tylko by chciał, wlazłby do środka albo przez wybitą szybę albo przez dziurę w ścianie. "Trzeba będzie załatać" pomyślał. Zasadniczo wprawdzie roboty strażnicze kręciły się nieustannie w okolicy od ponad dwóch lat ale w dużej większości już dawno przestały być sprawne bojowo, pełniły raczej funkcje "strachów na wróble".
Kiedy Porcelanowy Król wszedł do wnętrza budynku, ogarnęła go nostalgia. Bar "Pod Różowym Kundlem" wyglądał dokładnie tak samo jak go zostawił, kiedy zapieczętowywał bramy Wolnego Miasta Winktown.>- Ale ruina, trzeba będzie to ogarnąć zanim przybędą inni... <Wpierw jednak podszedł do kontuaru i spod lady wyciągnął butelkę "Uranowego". Napój był przyjemnie schłodzony, leżakował tutaj szmat czasu. Siadł na najbliższym stołku.> - Będzie w pizdu roboty aby przywrócić dawny blask temu miejscu. <Jakby na znak, w tym momencie stołek załamał się pod nim.> - Home, sweet home kurna!
2 2

Odpowiedzi (497)

Na dół Strona 9 z 34
Dnia 17 stycznia 53 roku Po Bombach o 1:39 Orjon odpowiedział :
<Korzystając z okazji i biorąc trochę wolnego "na OFE w Elderlandzie" Orjon przyjeżdża do Winktown.>

- Poproszę na już jednego Uranowego! Nie mam zbyt wiele czasu, praca się sama nie zrobi! - krzyknął do myjącego kufle barmana.

Bar wydawał się dość dziwnie spokojny. Nie było tu widać ani Talerza, ani oddziałów Techrzeszy, Zakonu czy lokalnej milicji, jednak instynkt Orjona pozwalał mu stwierdzić, że taki stan rzeczy nie utrzyma się zbyt długo.
0 0
Dnia 19 stycznia 53 roku Po Bombach o 0:53 Pan Talerz odpowiedział :
Jednym z usprawnień zainstalowanych w "Kundlu" przez brygadę remontową Techrzeszy były ekrany na ruchomych statywach, przymocowane do szyn znajdujących się na suficie. Osobliwe konstrukcje miały służyć do wyświetlania propagandy Rzeszy wśród bywalców baru Winków, w nadziei że któryś z nich skuszony zostanie obietnicami Führera i zdecyduje się na poddanie zabiegowi Ulepszenia.

Na skutek licznych skarg klientów, zdecydowano się jednak zmienić wyświetlany program i zastąpić go czymś co się nie wydziera na widza. I tak wkrótce potem na ekranach zaczęto prezentować rozgrywki baseballowe oraz stand-upy przedwojennych komików. Przybycie Orjona uruchomiło jednak jeszcze jedną, dodatkową funkcję, o której większość zwykłych Winków nie miało pojęcia.

Na ekranie monitora pojawiła się morda Talerza.

- Hile Surma! Przykro mi niezmiernie że nikogo nie zastałeś w barze poza barmanem, który najprawdopodobniej jest synetyczną podróbką prawdziwego, porwanego przez Techrzeszę w sobie tylko wiadomym celu. Niestety, Lunton Sokołow zaginął i nie pozostało nam nic innego jak wyruszyć na jego poszukiwania. Nie wiemy czy samowolnie opuścił stanowisko pracy głównego inżyniera i sprzątacza zaawansowanych systemów Winktown, czy ktoś go porwał aby wykorzystać jego niezwykłe umiejętności do niecnych celów, ale wraz z jego zniknięciem rozwój Pustkowi ugrzązł w miejscu. Mam nadzieję że wkrótce wrócimy do Perły Pustkowi z dobrymi wiadomościami, a póki co pij na rachunek Maikowskiego. My szukamy dalej. Va faile!

Ekran zgasł śnieżyć, po czym ponownie się uruchomił i zaczął pokazywać występ jakiegoś kiepskiego komika w stroju sarmackiego szlachcica. A nie! To było wystąpienie ichniego Kanclerza...
0 0
Dnia 19 stycznia 53 roku Po Bombach o 22:38 Iwan odpowiedział :
Zza drzwi prowadzących na zaplecze baru, dał się słyszeć łomot i krzyki. Nagle drzwi otwarły się z hukiem i do środka wleciał pijany oficer Tech Wehrmachtu. Miał na sobie wojskowe portki z szelkami i rozpiętą białą koszulę, którą zakładało się pod mundur. Gdzie była reszta umundurowania - czort go wie, pewnie została w jednym z pokoi burdelu za ścianą. Należy dodać, że oficer miał mechaniczną prawą rękę.
- Kur*a... - powiedział - C..c.co to za miejsce?
Rozejrzał się po sali pijanym wzrokiem i dojrzawszy w kącie Orjona, zaczął zmierzać w jego kierunku, zataczając się przy straszliwie.
- Ej, ty! Tak, ty...kurde, ułomny psia mać... Mmmacie mosze tu cuuuś *hip* do picia?
0 0
Dnia 22 kwietnia 53 roku Po Bombach o 11:23 major Radziecki odpowiedział :
Drzwi baru (naprawdę, nie wiem kto jest na tyle pracowity, żeby je wstawiać za każdym razem jak ktoś je wypierdoli z framugi) skrzypiały niemiłosiernie - a przynajmniej tak się zdawało w nienaturalnej ciszy, która panowała w tym zazwyczaj gwarnym miejscu. Przez drzwi weszła... lufa armaty Radzieckiego. Za nią reszta majora, który czujnie się rozglądał. Przebudowany nie dalej jak kilka mięsięcy temu bar wyglądał już jak zawsze. To co z nowego metalicznego wyposażenia nie zostało rozkradzione przez bobry, zdążyło się już pokryć rdzą, która na pustkowiach wyżerała każdy metal. Barman techrzeszy stał przy kontuarze z zakurzonym kuflem w ręku. Baterie musiały mu paść ze dwa miesiące temu. Nie miał już jednej ręki i fotoreceptora - bo tyle zdołały wyrwać z niego bobry. Poza tym bar był pusty.

Radziecki z ociąganiem schował armatę i przeszedł koło upiornego manekina za kontuar. Choć zapasy uranowego i innych alkoholi też padły ofiarą rabusi, nikt nie tknął zapasu antyalkoholu, który opatrzony był etykietą "własność Majora". Nawet bobry nie były na tyle pierdolnięte. Wyciągnął jedną butelkę, odgryzł i wypluł szyjkę, po czym pociągnął długi łyk.

- Mówiłem, kurwa, że tak będzie, jak się będą rozpijać. - mruknął niezadowolony, kręcąc głową. Wziął z barku dwie szklanki i butelkę i ruszył w kierunku najbliższego stolika. Spojrzał na zaschnięte czerwone plamy z podejrzeniem.

- No jak to tu wygląda, upierdolone farbą czy czymś takim... - powiedział do siedzącego przy stoliku klienta baru. Ten tylko się wyszczerzył. "Ciekawe, kto tu tego kolesia usadził" pokręcił głową Radziecki, sadowiąc się naprzeciwko szkieleta z koścmi powiązanymi drutem, aby się nie rozpadły. Przyjrzał się mu. "Ciekawe czy to Talerz... e, nie, za ładny." Dopiero po chwili zobaczył przyczepioną do kości ramienia kartkę, z napisem "Prima Aprilis. Toczald".

- Ehhh... - Radziecki westchnął głośno. - Suchar godny sarmackiego tronu. - wymamrotał i nalał sobie szklaneczkę. Czekał na kogoś, bo zerkał co chwilę za okno.
0 0
Dnia 22 kwietnia 53 roku Po Bombach o 12:17 major Radziecki odpowiedział :
Po pewnym czasie Major usłyszał zza okna szmery i kroki. Rozpoznał nadchodzących, ale że strzeżonego Wanda strzeże, wyciągnął armatę i położył pod ręką na blacie, obok szklanek i butelki.

Przed Barem rozstawiła się grupa kilku żołnierzy w wandejskich mundurach. Jeden z nich wszedł do środka i zasalutował majorowi. Radziecki tylko kiwnął ręką i jowialnie przemówił do przybyłego:

- Zrzuccie tego koleżkę na podłogę i siadajcie towarzyszu sierżancie. Napijemy się.

Sierżant zepchnął szkielet z krzesła. Parę kości zerwło się z drucianych wiązań, a ich grzechot trwał kilkanaście sekund. Major polał podwładnemu i sobie. Stuknęli się w milczeniu i wychylili antyalkohol jednym haustem. Radziecki otarł usta rękawem, beknął i przemówił:

- No, to meldujcie teraz, co dał zwiad.

- Frakcje wyglądają na wymarłe. Strażników Talerza gdzieś wywiało na pustkowia, nikt ich nie widział. Natknęliśmy się na parę robotów Techrzeszy, ale wszystkie wyglądały jak ten tutaj. - sierżant skinął na barmana. - Złom. Inkwizycja ponoć siedzi w Opactwie, ale wszystko zamknięte na trzy spusty, więc na razie wstrzymaliśmy się z wysadzaniem ścian. Z mniejszych to co jakiś czas pojawiają się Kolejarze i WarBoyz, ale przejeżdżają, sprzedają co tam mają do dyspozycji i tyle.

- A zwiad kanałów? - spytał major.

- Straciliśmy trzy drużyny. Bobrów jest prawdziwa masa, sporo zdziczało do reszty. Chyba są tu też jakieś klany które sprowadziły się aż z Mudy.

Radziecki pokiwał głową. To potwierdzało, że żadna z frakcji od dawna nie operowała na większą skalę w Perle Pustkowi. Wszystkie bowiem, niezależnie od poglądów, solidarnie trzymały w ryzach bobrzą populację w Kanałach, drogą mniej lub bardziej wyrafinowanego okrucieństwa i masowej eksterminacji.

- No dobra, idziemy na polowanie. - major dopił antyalkohol prosto z butelki i wziął armatę ze stołu - A to dopiero początek.
0 0
Dnia 23 kwietnia 53 roku Po Bombach o 4:20 major Radziecki odpowiedział :
0 0
Dnia 17 maja 53 roku Po Bombach o 13:11 Pan Talerz odpowiedział :
Zapadał zmierzch kiedy Talerz przekroczył próg Bramy Pasterskiej. Nie obyło się oczywiście bez obowiązkowego trzepania dokumentów i kieszeni przez strażników. Ci nie byli z Wolnego Miasta najwyraźniej, ponieważ w innym wypadku rozpoznaliby Porcelanowego, nawet jeżeli ten wyglądał jak wyciągnięty Dogmeatowi spod ogona. Jeden z nich był cyborgiem ze Streitkräfte, a drugi mutakiem z Armii Czerwonej Gwiazdy.

Dowodził i pytania zadawał oczywiście cyborg, przewyższał mutka inteligencją kilkukrotnie. Ten drugi zadowalał się najwidoczniej opieraniem na maczudze i dłubaniem w nosie w kształcie dorodnego kartofla. Jego rola była stricte reprezentacyjna.

- Ale jak ja mam mieć papiery, skoro zostały mi one ukradzione! - tłumaczył się Talerz. - Przecież to oczywiście że w pierwszej kolejności starałem się uratować swoje życie! A zresztą czy Ty wiesz kim ja jestem?!? - zadał pytanie na odchodne, chociaż znał odpowiedź ponieważ ciecie musieli być nowi w mieście.

Cyborg zlustrował Porcelanowego od stóp do głowy po czym powiedział:

- Na chwilą obecną posiada obywatel status przybłędny. W dodatku śmierdzącego przybłędy, w którego włosach zalęgły się insektoidy. Zalecana jest kąpiel oraz szczepienie. Z racji potencjalnego zagrożenia ze strony epidemii, a także braku dokumentów przez obywatela, po raz kolejny jestem zmuszony prosić o opuszczenie posterunku i udanie się w kierunku przeciwnym do aktualnej lokalizacji Wolnego Miasta Winktown. - widząc minę Talerza, cyborg dodał. - Głaz, odprowadź pana.

Mutak wyciągnął palec z nosa i chwycił za maczugę.

- Dobra, dobra! Już sobie idę! - przewidując co się święci, Talerz postanowił zrezygnować ze spierania się z nadgorliwymi strażnikami.

Nie mając zbytniego wyboru, postanowił przedostać się do miasta w inny sposób. Normalnie by tego nie rozważał, ale normalnie ci strażnicy powinni srać ze strachu na sam jego widok. Porcelanowy udał się więc w stronę muru, za którym znajdowały się zagrody winoświń.

Kiedy projektowano mury obronne Wolnego Miasta Winktown, poza trzema głównymi bramami: Północną, Pasterską i Furtą Złomiarzy, istniał szereg pomniejszych, tajnych przejść, którymi można było się dostać lub uciec z osady. Nie nanoszono ich na mapy, toteż małe szanse były, ażeby natknąć się na patrole strażników w ich pobliżu.

I właśnie teraz Talerz korzystał z jednego z takich przejść. I wyobrażał sobie co zrobi z nadgorliwymi cieciami, kiedy w końcu wylezie z winoświńskiego łajna i weźmie porządną kąpiel po której będzie wyglądał jak Otto von Teller - burmistrz tego miasteczka.

***

Była już noc, kiedy Porcelanowy dotarł w pobliże hotelu "Rudera". Na skutek przerw w dostawie prądu, część latarnia nie działała, inne działały niczym dyskotekowe kule techno, raz to się włączając, a raz wyłączając, u co bardziej wrażliwych powodując ataki epilepsji.

Talerz marzył o porządnej kąpieli, która w Winktown była luksusem z powodu wiecznych problemów również z dostawami czystej wody z Hydropolis. Odkąd Techrzesza przejęła Clear Water, bobry z Zapory stały się monopolistami i podobnie jak gnarpy z Elektrowni, zaczęły się mądrzyć i windować ceny za swoje produkty. Wanna czystego oksydanu kosztowała prawie tyle co skrzynka przedwojennych konserw lub tydzień nieprzerwanych zabaw z seksualną niewolnicą w burdelu "Różowy Kociak".

Na myśl o tym ile Talerz wyda kapsli na to, aby wyglądać normalnie, jak przystało na jego stanowisko, aż mu zaschło w gardle.

- Kąpiel może poczekać, idę się napić!

I minąwszy hotel, Porcelanowy podreptał do baru "Pod Różowym Kundlem".

Lokal jak to lokal o tej porze, wypełniony był klientami po brzegi. Kiedy jednak Talerz otworzył drzwi, klientela zaczęła uciekać przez okna i w ogóle przez każdą z licznych dziur, w które udało im się wcisnąć, a które dawały cień szansy na ucieczkę.

Widząc jaką reakcję spowodował powrót pana do domu, Otto von Teller podszedł do szynkwasu i sam nalał sobie kufel zimnego "Uranowego".

- To się nazywa mieć respekt wśród obywateli którzy wiedzą z KIM mają do czynienia!

https://zapodaj.net/images/38a2ad83cd06e.png
0 0
Dnia 17 maja 53 roku Po Bombach o 18:15 Pan Talerz odpowiedział :
Talerz sączył siódmy kufel "Uranowego" (oczywiście na koszt Maikowskiego), kiedy na zewnątrz "Kundla" powstało jakieś zamieszanie i słychać było krzyki, a także dźwięk ciężkich maszyn bojowych.

- POTWORZE Z BAGNISK! WYJDŹ Z PODNIESIONYMI MACKAMI! - dało się słyszeć głos z zewnątrz.

Porcelanowy dopijał właśnie piwo, kiedy butelki nad jego głową rozpadły się w drobny mak na skutek serii z AB- 69 (Automatu Bobolowa, model 69).

- Co do...

Przywódca wolnych Winków nie zdążył jednak dokończyć swojego przekleństwa, kiedy do lokalu wtoczył się granat gazowy. Reakcja Talerza była wyuczona i przyswojona w wyniku odwiedzin wielu krain, gdzie w podobny sposób rozwiązywano problemy zamieszek i nielegalnych manifestacji (najczęściej skrajnych grup monarchofaszystowskich), czyli dać dyla na zewnątrz.

Wyskakując przez główne wejście do knajpy, Porcelanowy natrafił komitet powitalny w postaci wandejskich czołgów, drednotów Techrzeszy i licznej grupy Winków z pochodniami i widłami.

- Który z Was idioci wrzuca granaty do "Kundla"?!? - wydarł się Talerz na zgromadzonych - Toć mógł krzywdę komuś zrobić! I jeszcze ta seria z karabinku! Ile butelek zacnego trunku zostało zniszczone kurka wodna! Upitolić pindola za to?!?

Niby nie była to zbyt mocna litania, ale zmusiła zgromadzonych do postawieniu paru pytań. W normalnych okolicznościach, potwór z bagien powinien albo szarżować na zgromadzonych, albo uciekać tylnym wejściem. A ten tutaj stał i udzielał im ustnej reprymendy.

- Eeeee... Hałold? - zapytał się w końcu bóbr siedzący na lufie czołgu, przerywając dłuższą chwilę konsternacji.
- Jaki znowy Harold?! To ja Talerz karwa fa!
- Ale wyglądasz jak Hałold... Na pewno nie jesteś Hałoldem?
- Ty... Harold miał czasem problemy z tożsamością. To się nazywa schizomemia - odezwał się ktoś ze zgromadzonych.
- Ale wtedy to się nazywał Bobem... - dodał ktoś inny.
- Albo Howardem - przytaknął inny.

Talerz spojrzał w niebo jakby szukając pomocy bogów i ciężko westchnął.

- Ja wiem że trochę kiepsko wyglądam, bo trochę przeszedłem. Byłem w niewoli w Techrzeszy, potem uciekałem mutakom Hegemona. W Wandagradzie wzięto mnie za szpiega Imperatöra, potem niemało stratowała mnie horda Mudziaków podążająca na wschód. I jeszcze jakiś pomylony dziad na zmutowanym ośle próbował mnie nabić na szlaban kolejowy! Ja na serio bym chciał sobie odpocząć i porządzić tym miastem. Dosyć mam na długo brania udziału w akcjach bojowych!
- Ale śmierdzisz tak samo jak Hałold!
- DAJCIE MI KAMIEŃ TO ZATŁUKĘ TEGO FUTRZAKA NA MIEJSCU!

CIONK DALSZY POWROTU KRULLA: http://winktown.cba.pl/forum.php?post=1800#post1800
0 0
Dnia 26 maja 53 roku Po Bombach o 13:17 Herr Juarez odpowiedział :
Kiedy słońce swym blaskiem oświecało cuchnące i opustoszałe ulice miasta, a grupy uchodźców z Mudy rozgrzebywały nawet najbardziej toksyczne śmieci w poszukiwaniu jedzenia, przed barem stanęła jakby znajoma tutejszym postać. Wysoki mężczyzna w poszarpanym płaszczu, ubrany w wysłużoną zbroję przypominał mieszkańcom chorego umysłowo starucha z końca trzynastej ulicy, któremu wydawało się, że jest Templariuszem z UKZT.

- To ten pierdolec z trzynastej? - ozwał się jakiś zachrypły głos.
- Ten jest jakby mniej zgrzybiały, ale... podobny nieco. - mówił inny.
- To co? Który go zarżnie? Ja bym mu... - mutak siedzący na stercie złomu nie zdążył dokończyć, gdyż nagle jego gardło przebiło rozżarzone ostrze Shishkebaba z przeklętym przez wszystkich Winków symbolem.
- To Inkwizytor!!! Spierdalajcie póki macie czym!

W jednej chwili cały plac przed barem spowiła sterta radioaktywnego pyłu, którą z wolna przemierzał jedynie ponury Inkwizytor. Wszedł on do baru standardowo otwierając drzwi solidnym kopem i natychmiastowo zaczął filetować wątłe ciała bobrów rozkradających butelki Uranowego. Blask ognistego miecza rozświetlał pomieszczenie, a rozpłatane bobry walały się gęsto po brudnej, barowej posadzce. Tylko niektóre zdołały przed śmiercią wypowiedzieć charczącym głosem "To Juałez!"

- Zgadnijcie kto wrócił Wy bando heretyckich ciuli!
0 0
Dnia 26 maja 53 roku Po Bombach o 16:47 Pan Talerz odpowiedział :
- Seksualny niewolnik Gildii Łowców Niewolników? - zadał retoryczne pytanie Talerz znad kufla piwa - Czyżby Wawelbergowi w końcu udało się zdobyć Las Vinkas i Cię wyswobodził?

[Zachęcam do zapoznania się z aktualnymi informacjami o sytuacji na Pustkowiach w Pulsie Winktown]

- A przy okazji, nie widziałeś przypadkiem gdzieś tam w okolicy Radzieckiego i jego mutaków? Wyruszyli kilka tygodni temu na poszukiwania Harolda czy tam jakiejś jego spuścizny i jeszcze nie wrócili.
0 0
Dnia 05 czerwca 53 roku Po Bombach o 1:58 Herr Juarez odpowiedział :
Późną nocą, gdy piaskowe burze smagają wystające spod piachu uschłe kończyny, a anomalie polują na nieuważnych chlejusów, do "Różowego" zawitał pewien Inkwizytor. Z racji, że było już grubo po północy właściciel "Kundla" zamknął bar na solidny łańcuch z kłódką co by się żaden mutak do środka nie dostał skuszony zapachem Uranowego.

- I znów to samo! - krzyknął sam do siebie zirytowany Inkwizytor - Kończysz robotę w Czwórce, pakujesz fiolki z mieszanką zapalającą i jedyne o czym marzysz to najcudowniejsza w świecie butelka Uranowego. A potem co?! Zamknięte karwa fa! - powiedział sprzedając drzwiom solidnego kopa.
- Płoszę o ciszę do jasnej choleły! - zawołał jakiś cienki głos.
- To przestań wyć Ty śmierdząca pokrako! - odpowiedział Juarez.
- Ja wcale nie śmiełdze. Mam czyste futło!
- Futro?
- Tak, futło. - odpowiedział cienki głos ze zdziwieniem - Nigdy bobła nie widziałeś czy co? Słyszysz? Łozmawiam z Tobą! - mówił włochaty bóbr wychodząc zza kubła na śmieci.
- Pewnie, że widziałem. - odpowiedział Juarez szczerząc zęby - A czy widziałeś kiedyś jak bobry wyglądają w środku? - zapytał.
- Nie... - powiedziało stworzenie robiąc kilka kroków w tył.
- To ja Ci pokażę.

Po tych słowach Inkwizytor wyszedł z mroku i szybkim ruchem chwycił bobra za skórę na grzbiecie. Następnie wyjął z kieszeni płaszcza zdobiony, austro-węgierski sztylet i począł nacinać plecy włochatego stworzenia wzdłuż kręgosłupa. Zwierzę jęczało z bólu modląc się do wszystkich bóstw jakie znało. Tymczasem Inkwizytor włożył swoją dłoń w plecy bobra i zaczął nią grzebać we wnętrznościach.

- To gdzieś tutaj było... Tylko gdzie. O! Jest! - powiedział po czym odłamał i wyciągnął dwa szpiczaste kawałki kości odrzucając na bok jeszcze ciepłe truchło. Bóbr zdechł z powodu zbyt dużej utraty krwi.
- Teraz tylko ciut w lewo i podważyć - mówił sam do siebie grzebiąc kośćmi w zamku kłódki blokującej wejście do baru - No i gotowe! A wszyscy mówili, że te bobry nadają się tylko na mięso armatnie. To co najcenniejsze znajduje się w środku - powiedział i zaśmiał się pod nosem. Kłódka ustąpiła, a stalowy łańcuch zsunął się na barową werandę. Juarez otworzył drzwi i wszedł do "Różowego" kierując się w stronę barowej lady. Kiedy już się tam znalazł pochylił się nad ladą i wyciągnął spod niej stosik pogniecionych karteczek.

- Radziecki (Grudzień)... Flacha (Listopad)... Von Maikowski (Luty)... Von Maikowski (Kwiecień)... Von Maikowski (Maj)... Co do cholery! - mruknął pod nosem przebierając w kartkach - Von Teller... Nareszcie. No to dzisiaj toast za Talerza - powiedział zapisując coś na karteczce. Nastepnie skierował sie w stronę pordzewiałej chłodziarki i wyciągnął cztery schłodzone butelki Uranowego.

- Mam nadzieję, że rano barman nie będzie miał mi tego za złe. No to chluśniemy, bo spłoniemy. - powiedział z uśmiechem i odchylił butelkę.
0 0
Dnia 05 czerwca 53 roku Po Bombach o 9:05 Pan Talerz odpowiedział :
- A co tu się wyrabia?!? - zadał pytanie Talerz widząc rano śpiącego na środku "Różowego Kundla" Juareza. Był to widok godny pożałowania, bo Maikowski ściągnął znad szynkwasu wypchany łeb maskotki knajpy i się do niej przytuał.

Pewien uczynny bóbr był tak miły i doniósł Porcelanowemu Królowi że osobnik w szatach Zakonu Płonącego Miecza zajmuje się opróżnianiem knajpy z alkoholu. Oczywiście doniósł po tym, jak już wyniósł swój łup (trzy butelki whisky, dwie spirytusu, jedną oranżadkę), ale jak wiadomo pazerność bobrów nie miała granic i teraz liczył na jakąś gratyfikację od szefa wszystkich Winków.

- Żeby się Inkwizycja uciekała do takich tanich chwytów jak kradzież alkoholu. Dawniej nie do pomyślenia! A podobno dobrze stoją z budżetem w tym roku.

Za Talerzem stał płaczący nad stratami barman, kilku Strażników Winktown i gapiów którzy przypadkiem napatoczyli się po drodze licząc na dobre przedstawienie.

- W sumie dawno z dybów na miejskim rynku nie było pożytku. Zabrać to ścierwo i je w nie zakuć! - I z charakterystycznym dla siebie zadowoleniem dodał - Ciekawe jak się będzie czuł kiedy obudzi, a nijak nie będzie mógł sięgnąć po coś uśmierzającego zespół dnia poprzedniego.

I tak Jan von Maikowski, Wielki Mistrz Zakonu Płonącego Miecza, skończył rozebrany do samych gatek w centrum Wolnego Miasta Winktown, gdzie upał powoli zaczął stawać się nie do wytrzymania. Już wkrótce Juarez miał być przypiekany niczym szczur na ruszcie grilla.

A klina, tudzież butelki z zimną wodą na kaca nie było w pobliżu kilkudziesięciu metrów. Nie zazdroszczę.

- Czegoś mi tu brakuje... - stwierdził Otto von Teller pocierając brodę. Z gęby Juareza ślina kapała na bruk tworząc niewielką kałużę - Wiem! Bober, przynieście mi tutaj ten radiomagnetofon z ratusza!

I kiedy po kilku minutach, futrzak wrócił z magnetofonem nad łbem, Talerz aż zacierał ręce z radości.

- To teraz go zaboli tak bardzo, że przestanie podkradać alkohol z magazynku - sprawdził czy w urządzeniu znajduje się kaseta - Dziesięć godzin scholandzkiego jodłowania!!!
0 0
Dnia 05 września 53 roku Po Bombach o 16:06 Herr Juarez odpowiedział :
Popołudnie w Winktown było dość znośne jak na lokalne warunki. Słońce nie grzało ani za mocno, ani za słabo. Można by powiedzieć, że było idealnie. Wczorajszy opad promieniotwórczy ustał nad ranem więc nie trzeba było popylać przez miasto w skafandrze, przynajmniej do czasu następnego "deszczyku". Wielki Mistrz będąc akurat w miasteczku po zapas alkoholu do swojego barku przechadzał się przez rynek, gdy nagle spostrzegł stare dyby i stopiony magnetofon. Widząc to na twarzy Juareza pojawił się lekki grymas, powieka zaczęła mu skakać, a ręka drgała jak porażona prądem. Najwidoczniej przeżyta kiedyś trauma dawała mu się we znaki.

- Pieprzona herezja... - zaklął pod nosem i ruszył w stronę "Różowego".

Kiedy stanął w drzwiach jedynego najlepszego lokalu w całym Winktown rozejrzał się dookoła. W barze jak to barze. Kilku meneli grało w karty paląc szatańskie ziele, jakiś mutant siedział na nadpalonej sofie sącząc Uranowe Bezuranowe i czytał list gończy z wizerunkiem Juareza i tak dalej. Jedynie barman wydawał się jakiś... inny. Zważywszy na fakt, że celował w kierunku Inkwizytora z nabitej dwururki. Jednak Juarez był zbyt zmęczony aby się tym przejmować więc zawołał:


- Daj spokój staruszku. Masz pojęcie jaką siłę rażenia mają granaty samozapalające kiedy się w nie trafi z dubeltówki? Hę? - powiedział wyjmując z kieszeni pas z granatami Traum-13 - Przychodzę tu tylko po alko, po ołów zgłosze się później.

Kiedy barman niechętnie opuścił dwururkę Wielki Mistrz usiadł przy ladzie i złożył zamówienie:

- A więc tak... Dwie skrzynki Uranowego Klasycznego, skrzynkę Uranowego Mocnego, pięć butelek Owocowego Wina Uranowego o smaku truskawkowym i jedną baryłkę Uranowego Miodu Pitnego. Zapisałeś? - Juarez zapytał spoglądając na kawałek kartonu z bazgrołami barmana. Ten zaś dalej kreślił jakieś niekształtne symbole. Trwało to dłuższą chwilę.
- Na miejscu, czy na wynos? - zapytał wreszcie barman.
- Na teraz! - krzyknął poirytowany Inkwizytor wbijając swój austro-węgierski bagnet w ladę.

Całe zdarzenie przerwało jednak skrzypnięcie drzwi barowych. Najwidoczniej ktoś postanowił zajrzeć do "Kundla".

0 0
Dnia 05 września 53 roku Po Bombach o 16:24 Pan Talerz odpowiedział :
W drzwiach najlepszego baru w mieście stanął Talerz. Po latach życia w Winktown, instynktownie wyczuwał już kiedy w mieście zaczynało się dziać coś ciekawego. I kamery miejskiego monitoringu poukrywane tu i ówdzie w strategicznych miejscach, przesyłające obraz do pokoju #000 nie miały z tym nic wspólnego. Absolutnie.

Porcelanowy zobaczył Wielkiego Mistrza Inkwizycji który właśnie smakował pierwszy łyk schłodzonego Uranowego.

- Hile Juarez! Co tam? Jak tam próby opchnięcia naszej broni na sarmackim czarnym rynku?
0 0
Dnia 05 września 53 roku Po Bombach o 16:36 Herr Juarez odpowiedział :
Wielki Mistrz obejrzał się przez ramię i niemal zachłysnął się piwem.

- Hile Porcelanko! Nawet mi nie wspominaj o Sarmatach. Wybrzydzają jakby mieli jakiś wybór. A to, że broń nieco napromieniowana, albo, że w złym stanie. Nawet na niewolników ze starej Mersji narzekali. Niby sanitarka do dupy, ale kto by im dogodził... - wziął łyk piwa na przeczyszczenie kanalizy - Już chciałem się pakować i w wracać do tej dziury, a tu nagle jeden wojskowy ryczy jakby mu jaja w imadło włożyli: "Bierzemy!". No i zabrali. - skończył Inkwizytor.

- Takiego zysku to ja dawno nie miałem! - powiedział do Talerza przeliczając banknoty.
0 0
Copyrights © 2006 - 2024; Pustkowia Winków
Zbudowane przez Antona Sokołowa pod czujnym okiem Otto von Tellera